Julka na szlaku – góry jej nie obce.

Home » Julka na szlaku – góry jej nie obce.

Julka, główna bohaterka

Cześć.
Prawie półmetek wakacji.
Jedni już po, inni planują. Inni już w drodze. Szymon, mój syn po dwóch obozach sportowych czeka na wytęsknione wakacje z rodzicami i swą kochaną siostrą Julką. Julka także już spakowana czeka na to samo i dodatkowo jeszcze na realizację swego marzenia czyli wizytę w Londynie. Nieco przesunięty ze względów technicznych wyjazd.
Ja natomiast z mą żoną pakujemy się i jutro jak nic się nie zmieni będziemy grzali tyłki na jednej z greckich wysp, o ile nie dojdzie do puczu, zamachu, wywrotu, przewrotu, brexitu i innych komplikacji. Bo los tak chciał że wakacje w tym roku zupełnie inne, nie planowane przez nas z jakimś wyprzedzeniem, nie Chorwacja ani Włochy samochodem z własnym wyżywieniem tylko pełen all all exclusive. Szlachta zarabia, szlachta wydaje. BUHAHAHA.
Julka zdecydowała i już. Jak ja się odnajdę. Wszystko podane. Luz i komfort.
Skoro jesteśmy przy wakacjach a jakże by inaczej ten wpis dedykowany będzie właśnie Julce i jej wyjazdom w góry, no bo gdzież by inaczej, z ukochanym fatherem. A był taki czas, mówię w czasie niestety przeszłym że Julka co roku na tydzień w wakacje wyjeżdżała z ojcem w jakieś pasmo górskie.
Debiut miał miejsce dwanaście lat temu. Bieszczady. Później przyszły Tatry i Tatry i Gorce i znowu Bieszczady.
Ale za nim do sedna to Rafał Majka na zakończonym w niedzielę Tour de France, raz drugi wygrał, zdobył koszulkę najlepszego górala. Koszulkę w grochy. Potwierdził tym występem, że należy obecnie do najlepszych górali w peletonie.
Miszcz nad miszcze. Łza się zakręciła wczoraj podczas ceremonii wręczania nagród.

KING OF MOUNTAIN

Co jeszcze się wydarzyło. A mianowicie razem z kolegą wspinaczem Ninja i koleżankami z klubu wysokogórskiego Zielona Góra byliśmy w międzyczasie szlifować swe umiejętności na skałach w Sokolikach. I tu jest czym się pochwalić gdyż nie boimy się, nie kalkulujemy uda się czy też nie, tylko łapiemy za linę i próbujemy. Na rozkładzie mamy już nie byle jakie trasy bo i VI+ i VI.1+.
Takie wyceny. I ciągle się uczymy. I jest wielka satysfakcja.
Wracając do Julki, mało było dotychczas o niej. Sportowo bardziej Szymon rzuca się w oczy. Ale Julka ma tą „jakość”, nie sportową, jest cudownie wrażliwa. Po ojcu. I strasznie mądra. I chodziła po górach. Zatem wracamy.
Nie mam za dużo zdjęć z tych poprzednich wypraw gdyż kiedyś jakiś kmiot ukradł mi komputer na którym miałem to wszystko zarchiwizowane. Zostały te zdjęcia z ostatnich wypraw.
Tatry zachodnie. Lipiec 2012. Skład ekipy to Julka i ja oraz jej młodsza o dwa koleżanka Hania wraz z Adamem, znanym outdoorowcem, mym sąsiadem. Jako że rok wcześniej byliśmy w Bieszczadach, na debiutanckim wspólnym wyjeździe, postanowiliśmy kontynuować taką formę wyrypy.
Wybór naturalnie dopasowany do umiejętności naszych dzieci. Meldujemy się w dolinie Kościeliskiej. Pokoje w Ornaku załatwione. Idziemy.

Hania, koleżanka

Ornak w tle

Plan zakładał zdobycie Ornaku 1854 m.n.p.m., a może jeszcze któregoś ze szczytów Bystra – Błyszcz. Marzyło się wspólne zdobycie Starorobciańskiego Wierchu 2176 m.n.p.m.
Plany planami a i tak o wszystkim decydowały dzieci i ich kondycja.
Pokonanie drogi z parkingu do schroniska na Hali pod Ornakiem zajęło nam dłuższą chwilę. Kontemplowaliśmy widoki. I odpowiadaliśmy naszym dzieciom na to samo zadawane pytanie: daleko jeszcze?, że nie, jeszcze jeden zakręt, później oczywiście następny itd. Docierając na miejsce wiedziałem że tego dnia możemy ewentualnie przejść się na Smreczyński Staw. Widoki na Ornak rekompensowały wszystko. Ból w nogach, ciężar plecaka nagle nie był już najważniejszy.

ekipa gotowa do akcji

w tle schronisko na Hali Ornak

Smreczyński Staw

potwierdzenie

with father

Kolejny dzień to kontynuacja rozruchu. Iwanicka Przełęcz 1459 m.n.p.m., czyli kierunek na Ornak, Wąwóz Kraków i Jaskinie Mylna i Raptawicka.

przed jaskinią bufet

w Wąwozie Kraków

pierwsze łąńuchy

adam outdoorowiec

Zakładałem że może jeszcze Mroźna będzie w zasięgu. Niestety nie. Dla Julki ekspozycja w Wąwozie Kraków była jej debiutem łańcuchowym. Mina na twarzy jej ewaluowała od radości po lekkie wkurzenie.

jakiś komentarz?

Pogoda wymarzona, bez deszczu może trochę za gorąco także nam nie pomagała. Podeszliśmy jeszcze tylko pod jaskinię Raptawicką, ja do niej wszedłem natomiast Adam z dziewczynami pozostał na zewnątrz.
Wróciliśmy do schroniska i ja postanowiłem że wbiegnę jeszcze na Ornak. Co też uczyniłem. Adam z dziewczynami w tym czasie grał w karty.

Z Ornaku widok na Kończysty Wierch

Kolejny dzień zakładał przejście przez Iwanicką przełęcz i kierunek na Schronisko na Chochołowskiej. Zakończyliśmy na skrzyżowaniu szlaków żółtego i zielonego prowadzącego do schroniska. Tym razem pogoda nie dopisała gdyż ciągle siąpiło. Dolina Iwanicka dała popalić naszym dziewczynom.

w dolinie Iwanickiej

Następny dzień to niestety narastające zmęczenie naszych pociech. Namówiliśmy je że udamy się tym razem doliną Tomanową na Ciemniak 2096 m.n.p.m. I doszliśmy ledwie na wysokość Hali Tomanowej. Bunt i odwrót. Adam postanowił że zejdzie z nimi do schroniska, zostawi pod opieka pań kucharek i wróci do mnie. Mieliśmy się spotkać po drodze. I tak też się stało. Ja zaliczyłem Ciemniak i wracając zabrałem Adama w okolicach podejścia Chudej Przełączki 1853 m.n.p.m.
Mgła skutecznie blokowała nam wspólną radość z eksploracji. Szczęśliwie wróciliśmy do schroniska.
Złoty napój w nagrodę. Dziewczyny swe ulubione napoje jednego z koncernów. Bosko, chwilo trwaj chciałoby się powiedzieć. Tylko jak ja mam im zaproponować jutrzejszą trasę skoro ich miny są nie za wesołe.

Ciemniak

Dolina Tomanowa

Idziemy na kompromis. Rano raz jeszcze razem idziemy na staw a później ja z Adamem chcę zdobyć i Ornak i co się jeszcze uda. Wyruszamy. Ornak zaliczony, czas niezły więc komunikuję Adamowi że lecę dalej. On powoli schodzi. I teraz słuchajcie, praktycznie biegnąc wchodzę na Starorobciański Wierch, później jeszcze Błyszcz 2158 m.n.p.m. i na deser Bystra 2248 m.n.p.m. Trzy dwutysięczniki jednego dnia. Schodząc jeszcze na szlaku spotykam Adama który patrzy na mnie jak zamurowany.

Smreczyński Staw jeszcze raz

Adam na Ornaku

ajem również

Udało się. Połowicznie. Ja satysfakcję z moich wejść mam ale córkę to zdemotywowałem.
Jak sobie przypomnicie wpis o Chochołowskiej i jej zdobywaniu razem z synem to teraz wszystko się odbywało bez pośpiechu. Bez nacisku. Wówczas moje tempo i to że musimy zrobić to i tamto nie pomogło. Efekt był odmienny. Szkoda. Jestem przekonany że podchodząc wówczas do tej wyprawy w taki sposób przemyślany, nie na siłę Julka miałaby zaliczony także swój pierwszy dwutysięcznik.
Ale góry stoją, Julka wybacz. Przyjdzie czas że tam wrócimy razem i będziemy celebrować zdobycie niejednej góry.

widok z Błyszcza

w drodze koleżankę spotkałem

Zmykam. Na tym koniec części pierwszej.
Następna niebawem.
Czymcie kciuki. Oby bez puczu i innych zamachów dotrzeć do celu.