Piazza Brà |
Buongiorno 🇮🇹
Pierwsza noc w camperze za nami. Było trochę chrapania i mlaskania Krzysztofa który spał z Romanem. Niczego nie insynuuję. Koledzy zwrócili mi już uwagę że w poprzednim opisie zabrakło opisu zachowania Krzysztofa który odmówił mi zamówienia kolacji. No cóż.
brama wjazdowa do Wenecji nad Gardą |
Castello Scaligero |
jedna z pizzerii w Lazise |
Kolejny dzień zapowiada się bardzo aktywnie. Wizyta w Weronie. Ale zanim wyruszymy do miasta Julii dzień rozpoczynam orzeźwiającą kąpielą w jeziorze. Woda jest fenomenalna.
Zaraz później śniadanie składające się z owsianki z owocami suszonymi. Naturalnie kawa. I czas na streching. Oraz mobility. Nogi po wczorajszych górskich wojażach całkiem nieźle się czują.
Centro Storico |
arena di Verona |
profesionali ciclisti |
Szykujemy siebie i rowery i po 11 wyjeżdżamy w 4-osobowym składzie. Tym razem w drogę do Werony jedzie z nami Krzysztof 2. Trasa przejazdu w większości płaska co oznacza że będzie szybka. I tak się dzieje od początku. Zapowiedzi jedno a teraźniejszość dyktuje swoje warunki. Szybko mijamy kolejne miasteczka. Regularne zmiany każdego z nas pozwalają utrzymać świetne tempo. Przed Lazise dojeżdża do nas kolega z Gorzowa który narzuca swoje tempo. Moje nogi nagle twardnieją, jestem zmuszony odbić na bok. Zapada też decyzja że zatrzymujemy się na kawę i coś słodkiego. W Lazise znajduje się też ciekawie wyglądający zamek co nie umyka mej czujności. Kilka zdjęć i ruszamy dalej. Przed nami kilka krótkich podjazdów i meldujemy się na scieżce rowerowej która ciągnie się wzdłuż kanału rzecznego i prowadzi praktycznie do przedmieść Werony. Mijamy tablicę z napisem Chievo co oznacza nie mniej niż to że jesteśmy w Weronie. Dla mnie to koleją wizyta w tym pięknym mieście i subiektywnie muszę przyznać że to jedno z mych ulubionych miejsc w Italii. Marcin i Krzysiek są w nim pierwszy raz. Michał również wizytował to przepiękne miasto. Do samego centrum wjeżdżamy od strony twierdzy, zamku Castelvecchio.
uliczki Verony |
migliori |
risotto con zafferano |
Po kilku minutach meldujemy się w Centro Storico a po chwili naszym oczą jawi się cudowna budowla colloseum. Jest ciepło, jest piątek, więc i turystów jest całkiem sporo. Robimy pamiątkowe zdjęcia i meldujemy się pod sawnym balkonem Julii. Chłopaki idą potrzymać Julię za twardą pierś. Ja pilnuję rowerów. Nasze rowery wygląda profesjonalnie zatem skupiają wzrok licznych przechodniów. A później idziemy coś zjeść. Zaraz obok Piazza dei Signori lądujemy w knajpce gdzie na dzień dobry zamawiamy złocisty trunek. A co na obiad. Namawiam chłopaków na risotto z szafranem. I dodatkowo pizza.
Oczekiwanie na mangaiare upywa nam na dyskusjach nie tylko z samym sobą ale i z turystami siedzącymi obok. Poza tym kontemplujemy ciszę i spokój. Podziwiamy zabytki oraz naturalnie uśmiechamy się do uśmiechających się do nas dziewczyn. Strój sportowy, ogolone nogi, przystojne twarze przyciągają wzrok co mnie w ogóle nie dziwi.
piazza dei Signori |
i ta sama piazza |
Risotto smakuje wybornie. Szafran w połączeniu z guanciale jest jak to powiadają Włosi ottimi czyli doskonałe.
Pizza zresztą też. Na deser kawa, nie pytajcie czy dobra, znakomita, rachunek i wyruszamy w drogę powrotną. Zatrzymujemy się jeszcze na dwóch piazza, kupujemy pamiątki i wracamy. Powrót okazuje się nie tak bolesny ale jest równie szybki jak droga w kierunku Werony. Michał ma imieniny tego dnia dlatego też w Lazise w sklepie robimy zakupy, nie uwierzcie, prosciutto, salami, cola, oliwki. Piknik imieninowy trwa w najlepsze. Posileni wsiadamy na rowery i ostatnie 30 km to naprawdę bardzo szybka jazda. Skoki, ucieczki, sprawdzanie swoich możliwości.
Rozjazd i meldujemy się na campingu. Razem z Krzyśkiem i Jarkiem idziemy nad jezioro dać odpocząć naszym nogom. Woda działa znakomicie.
tu kupujemy calamity |
Pozostała część grupy ten dzień spędziła różnie. Jedni statkiem popłynęli na drugi brzeg, inni pozostali po naszej stronie ale wszyscy bez wyjątku mocno pojeździli.
Dlatego wieczorne spotkanie w naszej zaprzyjaźnionej restauracji od początku jest głośne, intensywne. Każdy chce się podzielić swymi wrażeniami. Na stole meldują się różne pasty, gnocchi, frutti di mare oraz wiadomo białe wino.
ku Veronie |
zachwycająca |
Sobota przed nami i przynajmniej dla szosowców zapowiada się mocno intensywnie ponieważ chcemy się zmierzyć z kolejnym kultowym podjazdem a mowa o Monte Baldo.
Wieczorne rozmowy trwają w najlepsze. Żegnamy Gulię i restauracje i przenosimy się do camperów a raczej przed campery gdzie wieczorne dyskusje trwają w najlepsze.
Ja udaję się nieco wcześniej na spoczynek gdyż sobota dla mych nóg może być ciężkim przeżyciem tym bardzie że moje obecne trenowanie na rowerze wyglada w ten sposób że trening jest wypadkową wolnego czasu który się czasami zdarza a nie regularnością i stąd moje delikatne obawy co do formy.
Werona w promieniach słonecznych zasypia razem z mymi myślami.
I tym razem podziwiajcie zdjęcia.
Ci vediamo a presto.