Ciao
Buongiorni tutti.
Ponownie w podróży. A jakże. Południe Europy to nasz kierunek ale nie Włochy są naszą destynacją a równie wielka, piękna, zachwycająca Hiszpania (wnioski w oparciu o mój jedyny pobyt w Hiszpanii a konkretnie Andaluzja). Lecimy do Girona, a później transferem na Eurocamp do miejscowości Plajta d’Aro. Ale o tym później.
Wracam do kwietniowych wydarzeń i wspólnego pobytu mojego i córki oraz jej koleżanki w Neapolu z jednodniowym pobytem w Rzymie. Atrakcją samą w sobie miał być mecz naszego ulubionego klubu piłkarskiego z Włoch czyli Napoli z Frosinone w ramach rozgrywek włoskiej Serie A.
Bilety na mecz kupiłem z małym wyprzedzeniem. Sektor praktycznie w centralnej części stadionu. Koszt biletu około 65 euro.
W pierwszym wpisie z tejże wycieczki opisywałem spotkanie i rozmowy w kawiarni neapolitańskiej z jednym z kelnerów, wiernego kibica Napoli, który szybko zweryfikował nasze przygotowanie do meczu oglądając koszulkę i szalik Napoli. Z szacunkiem wypowiadał się o nas że jesteśmy gotowi przyjechać z Polski do Neapolu na mecz ulubionej drużyny.
Ale zanim dotarłem na stadion w nocy miał miejsc incydent, niestety bolesny z udziałem mojej córki. Otóż po powrocie z Rzymu, dziewczyny rozpoczęły przygotowania do wieczornego wyjścia na dyskotekę. Ja postanowiłem że zostanę w domu i poczekam na nie do ich powrotu. I o 5 nad ranem wyrwany zostałem ze snu i moim zaspanym oczom pojawił się widok zakrwawionej twarzy Julki i lamentującej obok Zosi. Pierwsza myśl. Cazzo. Ktoś je skrzywdził. Po kilku chwilach dziewczyny lekko ochłonęły i wówczas można było zdiagnozować problem. I moim oczom ukazał się widok opuchniętej twarzy Julki z uszkodzonymi przednimi zębami. Widok nie napawał pozytywnie. Szczególnie o 5 nad ranem. Dziewczyny wyjaśniły co się tak naprawdę wydarzyło i trzeba było cokolwiek zaradzić. Pierwszy odruch. Kostki lodu w zamrażalce jako okład. Oby do rana. Rano telefon do zaprzyjaźnionej pani doktor stomatolog (grazie Gosia). Co robić. Wizyta w aptece i zakup antybiotyku. Płyn do płukania jamy ustnej. I konieczna wizyta w szpitalu najlepiej z oddziałem stomatologicznym aby wykonać zdjęcie zębów i nosa, celem wykluczenia złamania tego ostatniego. Ale jeszcze przed wizytą w aptece Gosia poradziła nam aby wykrzywionego zęba spróbować wstawić w przestrzeń. Przyznam się Wam szczerze że nie byłem w stanie tego zrobić. Julia sama rownież. Szybka wizyta w aptece. I decyzja że mecz obejrzę sam. Ależ szkoda. Julka w tym czasie z Zosią udały się do pobliskiego szpitala. Ja wracając z meczu odebrałem Julkę ze szpitala z diagnozą że nos nie jest złamany, ufff, natomiast najważniejsza rzecz czyli co dalej z zębem zostało do zdiagnozowania dnia następnego, już zaraz po powrocie do Polski. Zresztą szybko udało się załatwić wizytę u chirurga już w Zielonej Górze.
A co do samego meczu. Wynik najgorszy z możliwych dla Napoli, gdyż Frosinone wówczas walczące o utrzymanie bo bardzo dobrej grze zremisowało z faworyzowanym Napoli, moim Napoli wówczas walczącym o udział w jakichkolwiek europejskich rozgrywkach.
Zatem odziany w koszulkę Napoli, szalik i niezniszczalną czapeczką kolarską z napisem Italia, stawiłem się na jednym z pobliskich peronów neapolitańskiego metra w ogromnym tłumie innych tifosi Napoli oczekiwaniu na pociąg. Przyjechał pierwszy ale wejście do niego okazało się niewykonalne. W międzyczasie, w czasie wyczekiwania rozmawiałem chwile z kibicami Napoli płci pięknej, o tym że nie mogę być autentycznym Włochem gdyż zdradzają mnie niebieskie oczy. A Julka mówiła abym wstawił sobie brązowe soczewki. Włosi to większości ciemnoocy. Nadjechał drugi pociąg i do tego już się udało wejść. Pełen kibiców Napoli. Wszyscy przywdziani w niebieskie barwy Napoli. Kilka stacji i wychodzimy w kierunku Stadio Diego Armando Maradona. Ze stadionu dobiegają śpiewy i okrzyki kibiców. Tłum faluje. Mijamy kolejne sklepiki z szalikami, czapeczkami. Rzuca się w oczy szalik w kolorze różowym z napisem Merda Juve. Kibic Juventusu w Neapolu jest wrogiem. Wejście na mój sektor jest całkowicie po drugiej stronie korony stadionu. Wchodzę okazując bilet i narastają emocje. Bo po kilku chwilach jestem w środku tego ogromnego stadionu, starego, niefunkcjonalnego ale stanowiącego kawał historii nie tylko futbolu włoskiego ale również związanego z odbywającymi się na tym stadionie mistrzostwach świata w roku 1992. Poza tym cała historia Napoli i tegoż stadionu to historia napisana przez wielkiego argentyńskiego piłkarza jakim był Diego Maradona, absolutny bóg i bożyszcze tego wielkiego miasta pod Wezuwiuszem.
Znalazłem swoje miejsce zaraz po otwierającym spotkanie gwizdku sędziego. Najbardziej chciałem zobaczyć w grze Piotrka Zielińskiego, naszego rodaka, i wówczas wróble ćwierkały że to była jedna z ostatnich szans na zobaczenie jego w koszulce Napoli, gdyż po kliku latach postanowił zmienić otoczenia i wybierał się na północ Włoch do Mediolanu a konkretnie do mistrza kraju, do Interu.
Poza tym zobaczenie w akcji Lobotki, Mereta, Di Lorenzo czy Gruzina, Chwiczy Kvaracchelii i innych znakomitych zawodników stanowiło nie lada gratkę. Poza tym fantastycznym doznaniem zawsze jest obserwowanie kibiców i tego wszystkiego co związane jest z oprawą meczową. Flagi, transparenty, i znakomicie zaśpiewane przyśpiewki. Tego się słucha i ogląda z dużym zachwytem. Ja byłem świadkiem, wraz z ponad 50 tysięcznym tłumem kibiców, jak zmieniają się nastroje kibiców od euforii do wręcz prawie gróźb celowanych w piłkarzy spod Wezuwiusza. Wynik 2:2 bardziej zadowalał piłkarzy z Frosinone natomiast piłkarze z Napoli pożegnani zostali gwizdami, buczeniem i wymowną piosenką że Napoli to my czyli kibice a nie Wy piłkarze. Smutny to widok. Opuszczone głowy, brak wiary, i dyskusje pomiędzy kibicami siedzącymi obok, że z taką grą nie powinni się w ogóle pojawiać na boisku. I tym podobne. Szkoda tylko że mecz oglądałem w samotności. Julki bilet przepadł. W tej chwili najważniejsza była dla niej szybka diagnoza.
Wróciłem do naszej części miasta i po kilku minutach odebrałem Julkę spod szpitala. Tak już wcześniej pisałem, nos cały natomiast ząb musi obejrzeć specjalista i zdecydować co dalej. Na szczęście następnego dnia zaraz po powrocie Julia miała już umówioną wizytę u chirurga. My wracając powoli do apartamentu znaleźliśmy jeszcze czas na podziwianie starej części miasta. Miasta zachwycająco dzikiego, miasta niekonwencjonalnego, miasta absolutnie innego niż pozostałe duże włoskie miasta. Poza tym wydarzeniem z Julki zębem, wyjazd był bardzo udany, okraszony wizytą na meczu ulubionego Napoli. Świetne Pompei, jak zawsze, Salerno, zasługuje na dużo więcej atencji. Poza tym niezmiennie znakomita pizza Margherita. Jednodniowa wizyta w stolicy Włoch pięknie dopięła naszą podróż.
Neapol, wierzę że tu jeszcze wrócimy.
Zostawiam Was z opisem i zdjęciami.
Buona giornata.
Ciao.