Ciao
Buonasera
Mugello. Toskania. Włochy. Zapytacie znowu? Odpowiadam zdecydowanie. Siiiii.


Co tym razem? Nie lada gratka dla pasjonatów dwóch kółek. Absolutnie nie uważam się za pasjonata motorów ale po wizycie w muzeum Ducati podczas ubiegłorocznej wizyty w Bolonii, wyjazd na MotoGP – dla niewtajemniczonych, to taki odpowiednik Formuły 1. Poza tym Toskania. Bliskość Florencji. Czego chcieć więcej. Pojawiliśmy się zatem na torze wyścigowym w Mugello.
Tor wyścigowy służący przede wszystkim motocyklistom, ale w 2020 gościł najszybsze samochody Formuły 1, jako Grand Prix Toskanii, wygrał wówczas jeżdżący obecnie w Ferrari, Lewis Hamilton, był areną zmagań podczas kolejnej edycji wyścigów z cyklu MotoGP. Czerwcowe trzy dni na torze były naszym debiutem w roli widzów pośród ponad 50-cio tysięcznej rzeszy zwariowanych tifosi. Nigdy w życiu nie widziałem w jednym miejscu tylu motorów, od skuterów poprzez ścigacze, turystyki kończąc na chopperach. Czyste motocyklowe szaleństwo okraszone piękną, słoneczną pogodą, w pejzażach toskańskich.
Skład wycieczki tym razem czteroosobowy, szefowa Ala, jubilat Pietro, Adaś i ja. Tym razem kwestie organizacyjne spadły na Alę, czyli lot – Wrocław – Bolonia, transfer wynajętym samochodem pod Florencję, gdyż tam mieliśmy wynajęty dom na prawdziwym toskańskim wzgórzu pośród rosnących dookoła oliwek i winogron. Bilety na MotoGP we własnym zakresie. Z ciekawostek trzydniowy karnet dla jednej osoby z możliwością transferu wokół toru bez miejsca stałego to 130 euro. Wszyscy gotowi. Motocykliści również. Dodam że jadąc do kraju gdzie motory są równie ważne jak calcio, spodziewałem się że będzie emocjonująco, kolorowo, nietuzinkowo ale na miejscu a szczególnie w niedzielę gdzie miały miejsce najważniejsze wydarzenia na torze czyli główne wyścigi kibice odpalili i fajnie było to wszystko skonfrontować z reakcjami piłkarskich kibiców. Jakie są wspólne cechy a jakie różnice. Z pewnością oddanie barwom klubowym jest podobne. Zdeklarowani kibice Marqueza, Peco Bagnaia czy Acosty wystrojeni w kolorowe, klubowe barwy. Flagi, czapeczki, koszulki, wszystko podobne. Zdecydowanie na plus fakt że obok spokojnie siedzieli kibice przykładów Marqueza i zespołu KTM. W piłkarskim wydaniu dość rzadki obrazek. Może poza naszym krajem jest tolerowane przywiązanie do innych barw klubowych. Niemniej, ciekawe spostrzeżenie socjologiczne. Jako że wszyscy poza Alą debiutowaliśmy na MotoGP, od piątkowych treningów i pierwszych kroków na torze w Mugello towarzyszyła nam euforia, podniecenie, wyczekiwanie czegoś niesamowitego, i pierwsze opary spalonego paliwa zaraz po starcie najsłabszej pośród trzech grup wyścigowych czyli Moto3 spowodowały że pojawiły się objawy gęsiej skórki. Na tor powoli przybywały kolejne grupy fanów. Ale spora już ich ilość stacjonowała już w miejscach przewidzianych dla namiotów czy camperów. Miasteczko motocyklowe również zaczynało żyć. Miejsca do zakupu Aperola, wina czy piwa, oczywiście bezalkoholowego, hmm, namioty zespołów startujących w wyścigach z Ducati czy KTM na czele, gdzie można było kupić praktycznie wszystko od długopisu po nawet skórzaną kurtkę. Dla prawdziwych kolekcjonerów istny raj. Moi współtowarzysze poczynili zakupy na stoisku Ducati, jeden z nich jest posiadaczem prawdziwego demona o nazwie Monster. Ja szukałem czegoś osobliwego, i ewentualny zakup zostawiłem na później. W obecnej sytuacji jedyny motor który chcę posiadać to Piaggio Vespa 125. I ten model skutera również tutaj był dobrze prezentowany.


Piątkowy pobyt na torze pozwolił również przy mniejszej ilości kibiców na rozeznanie gdzie ewentualnie będziemy mogli te emocje łykać. Karmić się nimi. Czy to szykana zaraz po wyjściu z pierwszego łuku, czy też prosta dojazdowa.
Poza tym z racji tego że nadal jestem w temacie MotoGP laikiem, z ciekawością słuchałem opowieści Adasia i Pietro o tajemnicach, różnicach, ciekawostkach związanych i z samymi motorami jak i zespołami starającymi, jak przebiegają eliminacje, po co są aż trzy treningi, czym się różni sprint od wyścigu głównego itp.


Pewnie część z Was słyszała o włoskim motocyklowym bogu jakim niewątpliwie jest Valentino Rossi. Był obecny na torze, nawet go widzieliśmy, w Moto2 ma on swój zespół. Niekwestionowana gwiazda, legenda motocyklowa, taki Pantani kolarstwa. Może nie jest to najlepsze porównanie zważywszy że Pantani mający kolarski świat u swych stóp, popadł w zatracenie i nie ma go już wśród nas, niestety dla kolarstwa, Rossi natomiast ma się świetnie a kibice przyjeżdżający oglądać wyścigi, i tak sądzę że w szczególności we Włoszech, dumnie prezentują swoje uwielbienie do numeru 46. Doctor bo taki ma przydomek signore Rossi, jest prawdziwym idolem.
My natomiast z całym szacunkiem dla „Doctora”, przyjechaliśmy wspierać Peco. Bagnaia nalezy do czołówki wyścigowej, jeździ w fabrycznym teamie Ducati, startuje u siebie i on sam przystępował do treningów z wielkimi nadziejami. I my również. Jaki był tego efekt dodam na końcu ale emocji, szczególnie w głównym wyścigu nie być za wiele. Dobrze że był Aperol.
Wróćmy na chwilę do poza wyścigowych atrakcji.


Mieszkaliśmy niedaleko Florencji, jak już wspomniałem na pięknym, toskańskim wzgórzu w otoczeniu oliwek i winogron, w typowo toskańskim domu z cegieł i kamienia. Miejsce ciche, spokojne, stworzone dla artystów i pisarzy. Takie mieliśmy wrażenie. Towarzyszyły nam cykady i od czasu do czasu pojawiające się szerszenie. Bam.
To piękne miejsce nazywa się Agriturismo Podere Querceto, Rufina, miasteczko położone niedaleko Pontassieve. Nasze plany poza wyścigowe zakładały odwiedziny stolicy Toskanii czyli Florencji oraz w miarę możliwości innych pobliskich miasteczek.
Przywitanie z domem toskańskim w iście winnym stylu. Toscana Sangiovese.
Czwartkowy wieczór spędzamy w Pontassieve. Miasteczko położone nad rzeką Arno.
Charakterystyczna jest zabudowa starego miasta. Otóż 4 bramy i mury obronne tworzą małą architektoniczną perełkę.
Przyjemne powitanie z toskańskim, miasteczkowym klimatem.


Piątek rozpoczęliśmy od wizyty na basenie olimpijskim właśnie Pontassieve. Świetne warunki do pływania, bilet dzienny w cenie 7 euro.
Razem z Pietro zrobiliśmy dobry trening, później przepyszną kawę i udaliśmy się do Mugello. Piątkowa sesja na torze to treningi. Ponowny rzut okiem na tor i kolejne chłonięcie emocji.
Mniej kibiców i więcej możliwości obserwacji szczególnie z poziomu trybun.
Poza tym ciepło.
Tego dnia postanowiliśmy odwiedzić Florencję.
Pociągiem. Pomysł słuszny gdyż podróż pociągiem to około 30 minut w drodze. Dworzec kolejowy położony nieopodal wejścia w centro storico.
Pociąg wyjechał z Pontassieve z kilkuminutowym opóźnieniem co nie miało jakiegoś wielkiego wpływu na przebieg naszej podróży.
Pierwsze kroki we Florencji prowadzą nas do Mercato Centrale. Wielka hala targowa oferuje na dole mnóstwo stoisk z serami, z mięsami, z wszelakimi dobrami regionu Toskanii. Na górze ta sama hala oferuje te same dobra ale już przerobione. Pasty, pizze, pieczywa, ciasta i kawy.


Z wielkim apetytem udaliśmy się na górę i z dużym zainteresowaniem obserwowaliśmy każde stoisko czy to mączne czy też mięsne. Szukając kulinarnej inspiracji. Ja zostałem zaciekawiony jednym daniem a mianowicie, Il Lampredotto al Sugo czyli flaki w bułce. Flaki i mięso gotowane razem z wywarem warzywnym, podawane w bułce. W cenie 7,50 lub 8,90 w zależności od pieczywa. Wybór znakomity, ciekawy, interesujący smakowo. To wszystko okraszone grande piwem. Pozostali ucztowali przy winie i pizzy, makaronie, czy też owocach morza.
Same hala bardzo przypomina halę targową której mieliśmy okazję być podczas pobytu w Lizbonie.
Podniebienia usatysfakcjonowane i udajemy się zwiedzić Florencję.
Zaczynamy od Piazza San Lorenzo. Największy obiekt na wspomnianym to Bazylika.
Dalej Borgo San Lorenzo dochodzimy do Baptysterium di San Giovanni. Piękne słońce oświetla ściany zabytkowych budynków. Zaraz za Baptysterium króluje chyba najbardziej znane Duomo na świecie. Katedra Santa Maria del Fiore. Katedra wypełnia Piazza del Duomo. Wrócimy na chwilę do Baptysterium i pięknych, ręcznie rzeźbionych drzwi.
Drzwi Raju. Porta del Paradiso.
Katedra zbudowana jest na planie krzyża łacińskiego. Góruje nad nią dzwonnica i co za tym idzie kopuła. Chyba największym wydarzeniem odwiedzając katedrę jest spojrzenie na miasto i samą katedrę z góry. Aby tego dokonać musimy pokonać 463 stopnie, czasami w niełatwych warunkach. Niskie stropy, wąskie korytarze ale uwierzcie widok z góry jest niesamowity. Jedyne chyba utrudnienie to wspólna droga dla wchodzących i schodzących. A, i dla osób z lękiem wysokości atrakcja dość wątpliwa. Tym razem ograniczyliśmy się do podziwiania katedry z zewnątrz.


Dalej via Orsanmichele udajemy się na Piazza della Signoria. Głównym budynkiem na wspomnianym placu jest Palazzo Vecchio z górującą wieżą ratuszową. Balkon i przednia fasada budynku ratusza powinna być znana fanom Hannibala. Otóż wraz z Palazzo Capponi, tenże budynek był świadkiem scen wyreżyserowanego przez Ridleya Scotta filmu „Hannibal”. Prawdziwa uczta dla filomanów.
Renesansowe budynki, typowe szczególnie dla regionu Toskanii, nigdy się nie nudzą. Zachwycają swym rozmachem, wyniosłością i precyzją.
Kolejna atrakcja na naszej drodze to Most Złotników. Ponte Vecchio jest jednym z wielu mostów nad rzeką Arno, ale chyba najbardziej znanym i dlatego najbardziej obiegiwanym.
Rzucamy na niego okiem i idziemy na następny most. Ponte Santa Trinita. W tym miejscu również wielu turystów. Może bliskość Palazzo Capponi przyciąga takie tłumy.


My wracamy w strefę Starego miasta i trafiamy na nieco mniej oblegany Piazza Santa Maria Novella i podziwiamy Bazylikę o tej samej nazwie. To ostatnia, florencka atrakcja tego dnia. Przed nami pojawia się budynek stacji kolejowej. Stacja imienia Santa Maria Novella. Przypadek? Nie sądzę.
Tym razem bez opóźnień wracamy do Pontassieve. Wino wieczorową porą smakuje wybornie.
Sobotę rozpoczynamy treningowo. Ponownie pojawiamy się na basenie olimpijskim w Pontassieve. Słuszny trening i kolejna wizyta na torze w Mugello. Kibiców napłynęło zdecydowanie więcej. I chyba nie możemy się dziwić skoro sobota jest dniem kwalifikacji i sprintów w MotoGP. Emocji najwięcej chyba w najsłabszej kategorii. Sam wyścig MotoGP trochę rozczarował. Emocji jak na lekarstwo. Najbardziej interesująca jest obserwacja świetnie bawiących się tifosi. Szczególną uwagę przykuwają posiadacze pilarek do drzewa z przerobionymi tłumikami, imitującymi dźwięk czy bardziej hałas wydobywający się z rury wydechowej motocykla wyścigowego. Nadal jest bardzo ciepło. Naszym głównym punktem obserwacyjnym staje się pierwszy zakręt po prostej startowej.
Po emocjach wyścigowych jedziemy do Pelago, do niewinnie wyglądającej restauracji słynącej z dań rybnych i owoców morza.
Ristorante Boccon’ Divino. Uczta imieninowa. Sponsorem kolacji jest Ala która w sobotę obchodzi imieniny. Małże, pasztet rybny, zapiekane krewetki. Pasta z owocami mórz, wino białe, lekko musujące. Wykwintnie i smacznie. Świetnie spędzony wieczór.
Molto grazie.


Niedziela jest ostatnim dniem na torze. Najważniejsze wyścigi. I stąd zdecydowanie najwięcej kibiców. Parkingi na kilka kilometrów przed torem pozajmowane. A na samym torze inny festiwal. Kolorowo, donośnie. Ciepło. Emocjonująco. Aperolowo. Same wyścigi bardzo ciekawe, dopięcie dwudniowych przygotowań. Kibice Peco w tym my,rozczarowani. Kibice Marqueza, hiszpańskiego mistrza triumfują. Po startach wygrywają kibice. Mamy możliwość wejścia na tor i zrobienia pamiątkowych zdjęć bezpośrednio z pola walki. Najwierniejsi fani szukają nawet najdrobniejszych części motocykla. Kawałek owiewki, resztka opony stanowi nie lada gratkę dla koneserów sportów motocyklowych.


Spojrzenie na paddock jest bardzo interesujące. Tłumy kibiców celebrują wspólne święto. Dobry podkład muzyczny. Wygrywa M. Bezzecchi z zespołu Aprilia Racing. On świętuje najdłużej z kibicami.
Inne spojrzenie na tor, jego rozmiar i jeszcze większe oklaski dla tych niesamowitych gladiatorów.
Tak kończymy swój udział w świecie sportu Moto.
Bardzo ciekawe doznanie. Polecam wszystkim.


Na deser ponowna wizyta w Pontassieve i wizyta w najstarszej pizzerii w okolicy. Cudowne dopełnienie bardzo fajnego wyjazdu.
Raz jeszcze dziękuję Ali, Pietro i Adasiowi za wspólne uczestnictwo i celebrację motorowego święta w tych pięknych, toskańskich pejzażach.
Czytajcie, oglądajcie, zapraszam do komentowania.
Ci vediamo.
Buona serata.