Madrid, stolica, Santiago Bernabèu, Museo del Prado i churros.

Home » Madrid, stolica, Santiago Bernabèu, Museo del Prado i churros.

Ciao

Buenas 

Tym razem stolica Hiszpanii – Madryt.

Sierpniowe wojaże po północnych rubieżach Starego Kontynentu, opisane już w poprzednim wpisie: Kopenhaga i Sztokholm w sierpniowym wydaniu, w kolejce czekają Helsinki, Tallin, Ryga i Wilno, ale tym razem przenosimy się na drugi kraniec kontynentu, a mianowicie do Hiszpanii i jej stolicy – Madrytu. Okazja ku temu idealna, przede wszystkim dlatego że moja żona, nie miała jeszcze urlopu, ciekawość samego miasta, w końcu to stolica, Hiszpania mówi się samo przez się, i dodatkowo dla mnie niebywała okazja do przetestowania umiejętności lingwistycznych. Dodatkowe atuty to klimat i prawdopodobieństwo spotkania jeszcze super słońca. 

Skład pięcioosobowy. Dodatkowo w tą zapowiadającą się niezwykle ciekawie wycieczkę córka zabrała swojego chłopaka, Krzysia.

Klasycznie, poszukiwania najbardziej atrakcyjnego połączenia z Polski do Madrytu – tym razem w niecałych 300 zł na osobę kupiliśmy bilety lotnicze w linii Wizzair. Następnie poszukiwania atrakcyjnego lokum. Okazało się, że w samym Madrycie jest dość drogo a ze względu na fakt posiadania auta na miejscu, zdecydowaliśmy się zamieszkać nieopodal Madrytu, w przepięknym mieście, Alcalà de Henares. Zostało jeszcze wypożyczenie samochodu. Tym razem skorzystaliśmy z portalu DoYouSpain.com., i za ich pośrednictwem w biurze OK Mobility, wypożyczyliśmy Peugeota 2008 z odbiorem na lotnisku Madryt Barajas. 

Zostało najprzyjemniejsze, czyli zaplanowanie wyjazdu co do atrakcji. Samo Alcalá de Henares, jest bardzo interesującym miastem, z drugim najstarszym uniwersytetem w Hiszpanii, po tym w Salamance. 

To miasto narodzin twórcy „Don Kichot”, jednej z najbardziej rozpoznawalnych powieści literatury hiszpańskiej, autorstwa Miguela de Cervantes. 

Po zapoznaniu się z atrakcjami i samego Madrytu i okolic, założyliśmy, że jeden dzień poświęcimy na podróż szlakiem La Manchy, szlakiem młynów i sławnego Don Kichot. 

Toledo, miasto trzech przenikających się religii i kultur. 

Madryt i wizyta w najbardziej rozpoznawalnej atrakcji tego miasta czyli Santiago Bernabeu. Świątynia piłkarska, siedziba znanego na całym świecie klubu piłkarskiego Real Madryt. Dla nas, kibiców dumy Katalonii, Barcelony, stadion największego rywala. 

Zamek Królewski, Prado Muzeum, Plac Niepodległości, Park Retiro i dodatkowa atrakcja w postaci udziału w meczu Rayo Vallecano w Lidze Konferencji. Ale tego nie planowałem przed wyjazdem. Pomysł pojawił się spontanicznie podczas lektury jednego z najbardziej znanych dzienników sportowych Hiszpanii, Marca. Ale o tym później. 

Mieszkaniem i jego wynajęciem zajęła się moja żona. Znalazła przestronny apartament, 10 minut drogi od historycznego centrum Alacalà de Henares i to było nasze centrum dowodzenia przez kilka dni podczas pobytu w stolicy Hiszpanii.

Podemos? Możemy?

Claro?

Vale.

Empezamos czyli zaczynamy.

Primera. 

Dolatujemy do Madrytu około 20. Standard lotu ze względu na nowe Airbus we flocie Wizzair bardzo przyjemny.

Kołowanie trwa bardzo długo. Lotnisko w Madrycie jest jednym z największych w Europie i jest ważnym węzłem komunikacyjnym dla podróżujących z Europy do Ameryki Południowej. 

Wysiadamy. Odnajdujemy biuro OK Mobility. Chwila niepewności i zaczynamy odbiór samochodu (coches) w języku hiszpańskim. Obsługuje mnie przeurocza dziewczyna, pół marokanka, pół hiszpanka, Jasmine i na moje życzenie rozmawiamy tylko po hiszpańsku. Wszystko idzie zgodnie z planem. Wymieniamy kolejny raz uśmiechy i odbieram klucze do Peugeota 2008 w automacie. Pakujemy bagaże i jedziemy do naszego apartamentu. Po drodze kupujemy coś zimnego do picia i po znalezieniu wolnego miejsca parkingowego, co nie jest najłatwiejsze, po wykonaniu telefonu do właścicielki apartamentu, oczywiście po hiszpańsku, jesteśmy na miejscu. 

Zimny San Miguel koi zmęczenie. 

Kolejny dzień będziemy spędzać w Madrycie. Rankiem postanawiam udać się do sklepu po brioche i gazetę. Odwiedzam przy okazji starą część miasta. Nie może zabraknąć kawy.

Śniadanie i wyruszamy do Madrytu. Na 12 mamy zaplanowane wejście na stadion Santiago Bernabèu. 

Docieramy na miejsce chwilę wcześniej. Znajdujemy miejsce pod stadionem. Kupuję bilety w strefie niebieskiej. Zanim rozpoczniemy zwiedzanie, wszyscy razem odwiedzamy sklep firmowy Realu. Tu jest dosłownie wszystko. Od koszulek, skarpetek, szalików talerzy itp. Ale sam sklep nie robi takiego wrażenia jak ten w Barcelonie. Na stadion idziemy w trójkę tzn. Szymon, Krzysiu i ja. Krzysiu przyodziany w oryginalny trykot Realu Madryt, ja na sobie mam koszulkę Napoli. 

Pierwszym punktem, chyba na 3 piętrze, jest sala z Pucharem Copa de Europa z ubiegłego roku. Póżniej makieta nowego stadionu. Następnie robi się sentymentalnie gdyż trafiamy w miejsce gdzie spotykamy się z historią Realu. Stare zdjęcia, stare trykoty, piłki. Kolejna sala to aktualne puchary i interaktywne postacie zawodników. Po tym wszystkim mamy pierwszą okazję na zobaczenie jak prezentuje się stadion. Z wysokości 5 piętra robi wrażenie. Kolejne sale poświęcone są na kobiecą część Realu. I kolejna okazja zerknięcia na stadion z poziomu trybun. Dalej szatnie, wejście na murawę, miejsce odnowy, i jesteśmy na poziomie 1 trybun.

Kilka kroków w dół i można powiedzieć meldujemy się przy wejściu na murawę której aktualnie nie ma. Jak to zapytacie? Otóż stadion Realu jest ultranowoczesny i nawet trawę chowają do piwnic i tam ona jest podlewana, podgrzewana itd. Dopiero przed meczem wyjeżdża na nowo na powierzchnię. Siadamy na ławce rezerwowych i Realu i gości. Fajne uczucie. Siedzę na fotelu Xabi Alonso (obecny trener Realu). Siadamy jeszcze nad ławkami rezerwowych i czujemy klimat miejsca gdzie podczas meczów siedzą reporterzy i komentatorzy z całego świata. 

Ponad dwugodzinna podróż po stadionie Realu Madrytu kończy się ponownie w sklepie firmowym. To tutaj można nabyć rownież odbitki zdjęć z samym sobą. To normalna atrakcja. W kilku miejscach na stadionie były miejsca gdzie można było zrobić sobie zdjęcie albo z pucharem albo z którymś z piłkarzy.

Łyk popołudniowej kawy i jedziemy do Parku Retiro. Znajdujemy parking w strefie niebieskiej kupujemy bilety i idziemy odpocząć do parku. Pogoda nam sprzyja. Jest słońce i 23 stopnie. 

Park Retiro. Początki tego parku pamiętają panowanie Filipa IV. Za jego panowania wybudowano tutaj Palacio di Buen Retiro. Dalej powstało Obserwatorium Astronomiczne i Fabryka Porcelany Retiro. W obecnym czasie najbardziej rozpoznawalnym miejscem w parku jest wielki staw z pomnikiem Alfonsa XII, Casa de Velazquez, Kryształowy Pałac. Ogród różany. W 1935 roku park został wpisany na listę Ogrodów o znaczeniu Historyczno-Artystycznym. Wejście do parku jest darmowe. 

Wychodzimy z parku od strony Placu Niepodległości. To co rzuca się w oczy to kolejna budowla. To Puerta de Alcalà. Brama wybudowana i stanowiąca drogowskaz dla kierujących się do Alacalà de Henares. 

Obchodzimy rondo mijając kolejny jasny budynek jakim jest Palacio di Linares oraz Palacio de Cibeles.

Wchodzimy do dzielny Justicia. Pomiędzy Gran Via a gmachem Sądu Najwyższego, widzimy ekskluzywne butiki, ekstrawaganckie sklepy, tradycyjne bary tapas. Można poczuć się jak w Nowym Jorku. Taką recenzję usłyszałem. W Nowym Jorku jeszcze nie byłem, ale ta część Madrytu wygląda imponująco. 

Moja ekipa znajduje miejsce na chwilę wytchnienia a ja uciekam przedłużyć bilet parkingowy. Po drodze trafiam na Muzeum Prado. Jako że to kolejna atrakcja zaplanowana na ten dzień, nie wracam już do moich tylko ustawiam się w kolejce po darmowe wejściówki do jednego z najbardziej znanych muzeów na świecie.

Codziennie możemy pobyć w muzeum za zupełną darmochę przez dwie godziny ale warunkiem jest ustawienie się w kolejce i cierpliwe poczekanie na swoją kolej. 

Okazuje się że spóźniłem się z biletem i dostaję mandat w kwocie 60 euro. Przedłużam poprzedni i postanawiam złożyć reklamację. Wyprzedzę fakty. Po powrocie odnajduję, nie bez problemu jednostkę odpowiedzialną za parkingi. Piszę do nich maila z informacją o pomyłce, prosząc o anulowanie mandatu. Prawie po miesiącu od powrotu dostaję informację zwrotną, informującą mnie że uwzględniono moją prośbę i nakładając mandat w wysokości 50% poprzedniego. Zapłacone. Temat załatwiony. Teraz oczekuję na zwrot depozytu założonego na wynajęty samochód w kwocie 150 euro. 

Wracamy do Prado. Ustawiam się w kolejce około 17.20. Od 18 wydawane są darmowe wejściówki. 

Kolejka rośnie. Tempo wydawania biletów znakomite. Kilka minut po 18 jesteśmy we wnętrzu tego ogromnego muzeum.

Madrycka pinakoteka posiada w swych zbiorach hiszpańskich mistrzów oraz takich malarzy jak: El Greco, Velazquez, Goya, Bosch, Tycjan czy Rembrandt. Na ścianach madryckiego muzeum przewijają się kolekcje malarstwa hiszpańskiego, flamandzkiego, włoskiego. Takie dzieła jak: Panny dworskie Velazquez, Maja naga i Maja ubrana Goi, Portret szlachcica z ręką złożoną na piersi El Greco, Trzy Gracje Rubensa to tylko wybrane z ogromnej ilości obrazów. Świetnie podzielone. Tematycznie. Staramy się chłonąć to co najwybitniejsze. 

Po uczcie duchowej została, dosłownie uczta kulinarna. Jedziemy na churrosy.

Słynne churosy zjadamy w Chocolateria San Gines. Powiedzieć że smakują obłędnie to nic nie powiedzieć. Czekolada jest doskonała, wyśmienita. A churrosy? Chyba najlepsze jakie jadłem.

Czekolada jako miód w gębie. 

Na zakończenie tego pięknego dnia jesteśmy w Mercado de San Miguel. Hala targowa, bardzo podobna do tych znanych nam w Lizbonie, Florencji. Tapas. Wino. Żyć nie umierać. I marisco czyli owoce morza. 

Me gusta.

Wracamy do apartamentu. Kolacja z wybornym winem i paella. 

Bardzo czyli mucho udany dzień czyli dia w Madrycie. 

Kolejne dni tylko spotęgują stan euforii. 

Hasta Luego

Adios.

Buonaserata.

Ci vediamo