|
Kirkjufell |
Trip trwa. Nieustannie. Nasze życie. Ciągły ruch. Wracam do Islandii.
Mnóstwo pozytywnych emocji. Fantastyczne widoki. Nadal mroczne. Fascynujące. Tolkienowskie. Cudowne.
|
takie cuda są wszędzie |
|
który to wodospad? |
Kolejny dzień to pobyt na wyspie to wizyta na półwyspie Snaefellsnes.. Mówią o nim że jeżeli chcemy zobaczyć Islandię w pigułce to musimy się tu znaleźć. Jak ktoś będzie miał dużo szczęścia to zobaczy przykryty lodowcem majestatyczny wulkan Snaefellsjokull (1446 m.n.p.m.). My tego szczęścia nie zaznaliśmy. Niestety, wiszą nad nim często ciężkie chmury, okolica spowita jest mgłą.
|
kolejny wodospad po prawej, a pióropusz tworzy wiatr |
|
kosmos? |
Tak było i tym razem. Ale zaliczyliśmy Stapafell 526 m.n.p.m. Wzniesienie które pojawiło się przed nami jadąc drogą nr 54 od strony Borgarnes. Niekończące się wrzosowiska, porośnięte mchem pola lawy, liczne wodospady, oczka wodne sprawiają że równina Myrar jawi się jako magiczne miejsce. Dalej pojawiają się zbocza górskiego pasma. Droga oddziela je od wód Faxafloi.
|
Stapafell |
|
w tle wody Faxafloi |
|
Jaskinie |
|
Księżyc? |
Docieramy do miejsca gdzie mech porastający pola lawy ma tak intensywny zielony kolor że jest to aż nieprawdopodobne. Przed nami wyrasta Stapafell. Na poboczu zostawiamy samochód i kierujemy się w górę. Szczyt nie jest wysoki zatem po kilku minutach jesteśmy na jego wysokości. Droga która idziemy prowadzi na lodowiec Snaefellsjokull. To co natura zrobiła z tym miejscem jest nieprawdopodobne. Songhellir.
|
Hobbit? |
|
teren wokół Snaefellsjokull |
To nie natura. To tabliczka oznaczająca atrakcję. W tłumaczeniu oznacza to nic innego jak jaskinie. I znajdujemy jaskinie. Pięknie wydrążone przez naturę. Słynną z tego że w środku panuje niesamowite echo. Spora porcja zdjęć i schodzimy na dół. Przed nami Arnarstapi. Niewielka rybacka osada. Tu skały nadmorskie mają niesamowite kształty. Najwspanialszy jest podobno skalny łuk Gatklettur. Ja widziałem tuzin innych ciekawych formacji skalnych ale tego niestety nie.
|
Arnarstrapi |
|
wody Faxafloi |
Opadająca mgła, szalejące wody Faxakloi, deszcz zacinający od czasu do czasu sprawiają że klimat tego miejsca jest zjawiskowy. Kolejny etap naszej podróży to skalne słupy Londrangar. Dalej jadąc skręcamy nad morze w drogę nr 572, na końcu której leży Dritvik. W czasach największej świetności kotwiczyło tu kilkadziesiąt statków i żyło ponad 300 rybaków. Teraz to duża atrakcja turystyczna. Po mieszkańcach została oryginalna pamiątka: cztery kamienie, których używano do sprawdzania siły przyszłych członków załogi kutrów. I są to: Amlodi – partacz, Halfddrzttingur – słaby, Halfsterkur – silny i Fullsterkur – w pełni sił.
|
Arnarstrapi |
|
wejście na plażę Djupalonssandur |
|
black beach in Djupalonssandur |
Warto wejść na plażę oczywiście czarną, Djupalonssandur, na której porozrzucane są szczątki licznych okrętów. Wyjście na plażę wygląda jak wejście na wielką scenę otoczoną po bokach wielkimi fiordami. Nawet podczas delikatnie padającego deszczu miejsce robi ogromne wrażenie.
Kontynuujemy naszą podróż. Niedaleko stąd przy odrobinie szczęścia można spotkać foki. Skręcamy w drogę nr 579 i znajdujemy dwie latarnie morskie. Jedna z nich to Ondverdarnes.
|
latarnia morska Ondverdarnes |
Wieje niemiłosiernie zarówno przy jednej jak i drugiej latarni. To co poza wiatrem robi największe wrażenie to fiordy. Mnóstwo ptaków. I wyjące wody oceanu.
|
fiordy |
|
i tu |
|
i tu |
Znajdujemy wspomniane foki. Naliczyliśmy 4 sztuki. Pewnie jak jest nieco cieplej można je zobaczyć wygrzewające się na skalnych półkach. Przy szalejących wodach to niemożliwe. Super.
Przenosimy się dalej objeżdżając półwysep. Mijamy Olafsvik. Kolejny cel naszej podróży to niesamowita góra Kirkjufell 463 m.n.p.m. Wznosi się nad samym morzem i wygląda jakby z niego wyrastała. Można na nią wejść lecz z racji kształtu przypominającego żagiel wymaga ona już pewnych umiejętności. Z racji pogody panującej na zewnątrz my odpuszczamy wspinaczkę.
|
Kirkjufell |
Zatrzymujemy się na wjeździe do miasteczka Grundarfjordur i podziwiamy szczyt Kirkjufell. Robi on niesamowite wrażenie. Nawet w taką niekorzystną pogodę. Wracamy w kierunku Reykjaviku. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze niedaleko niewielkiego wulkanu Budaklettur. W jednym z przewodników przeczytałem że okolica jest zamieszkana przez duchy i inne magiczne istoty. Co zważywszy na fakt ich wielkiej wiary w elfy w ogóle mnie to nie dziwi.
Pomimo deszczowej aury wracamy natchnieni i ukojeni pięknem które serwuje nam ta niepozorna z wyglądu wyspa. I to jest chyba dzień w którym szukamy sklepu monopolowego. I znajdujemy. W Keflaviku jest jeden taki sklep. Trudno go znaleźć. Niemniej z trudem ale jest. W środku alkohole z całego świata. Ceny także kosmiczne. Decydujemy się na dwa lokalne browary.
I jeszcze wizyta w KFC. Różnica taka że drożej. Zdecydowanie. Panierka na kurczaku ta samo gruba jak ta nasza. Ojczyźniana.
Wieczorne rozmowy przy piwie. Planowanie następnego dnia. Munchin. Za oknami wieje. Mocno. Jak się później okaże wiatr zademonstruje swe możliwości następnego dnia.
Kolejny dzień na wyspie budzi nas ….deszczem i wiatrem tak mocnym że jak żyję czegoś podobnego nie przeżyłem.
|
Najwyższa latarnia na Islandii |
Nasz cel to cały półwysep Reykjanes z Gardurem, Grindavikiem czy gorącymi źródłami w okolicach Krysuvik.
Zatem w drogę.
|
siostra stojąca obok |
Zaczynamy od północnej części półwyspu. Gardur. Na cyplu znajdują się dwie latarnie morskie. Jedna z nich to najwyższy tego typu obiekt w Islandii. Wody wokół cypla są bardzo zdradliwe. Nie nam to doświadczyć. Zresztą przez wiejący potężny wiatr trudno w ogóle zrobić cokolwiek. Trudno nawet wyjść z samochodu. Nie mówiąc o robieniu zdjęć. Ale nam się udaje.
Następnie w szalejącym wietrze jedziemy do Sandgerdi. Udajemy się do portu aby tam na własne oczy stwierdzić że wiatr to szaleńczy żywioł. Na naszych oczach przestawia on skrzynie na ryby. Takie wielkie które są elementem wyposażenia każdego kutra. Zjawisko nieziemskie.
|
most Leifura Erikssona |
|
koleżanki z samochodu:) |
|
w tle Atlantyk |
Niemniej uciekamy. Atlantyk daje popalić. Obieramy kurs na most Leifura Erikssona. Most jak most ale to co łączy jest istotne. A łączy on płyty: Euroazjatycką i Północnoamerykańską. I tak w kilka sekund możemy być w Ameryce a jak nam się znudzi wracamy do Europy. Pierwsza myśl, poproszę o azyl. Ale nie ma kogo żadnej budki wartowniczej. Żadnego marines. Nic to. Trudno. Wracamy do Europy. Zresztą z Trumpem to bym chyba nie chciał mieszkać. Z Kaczyńskim i jego bandą też nie chcę. Jesteśmy na szczęście na pięknej wyspie.I tym się delektujmy. Gunnhuver to w dalszej części wycieczki miejsce niezwykłe, które to z kolei.
|
Gunnhuver |
|
Gunnhuver |
|
w poszukiwaniu gorących źródeł |
To źródła gorące i latarnię morską Reykjanesta.
|
tu ocean wył niesamowicie |
|
mrok |
|
potęga |
|
majestat |
|
Młodzież na rubieżach |
Gorące źródła w tym miejscu stanowią część niedużej fabryki, zakładu który przerabia w/w na ciepło. Latarnia spogląda między innymi na oddaloną kilka kilometrów wyspę Eldey.
|
latarnia Reykjanes |
Na niej mieszka największa w Europie kolonia głuptaków. Z brzegu widać tą wyspę. Z brzegu widać też fiordy i wielkie ściany o które ocean rozbija swe fale tworząc widowisko spektakularne. Ocean wyje. Piana się gotuje. Wiatr nie wieje. Wiatr nap……. Przepraszam za słownictwo ale inaczej się tego nie da opisać. Niemniej sceneria jest wyjątkowa. Grają też chmury tworząc widowisko na miarę La Scali.
CUUUUDDDOOOO.
|
w drodze do seltun |
W drodze do Krysuvik przejeżdżamy przez miasteczko Grindavik. Całkiem spore jak na warunki Islandii. Jak większość tego typu miast na wyspie żyje one głównie z rybołówstwa. Rzuca nam się w oczy jeszcze kameralny stadion, hala sportowa pełnowymiarowa i basen oczywiście. I potem człowiek się dziwi że piłkarze nożni i ręczni Islandii należą do czołowych drużyn Europy. Miasteczko liczy 2,8 tys. mieszkańców.
|
Hot springs – seltun |
|
i tu |
|
yhmyhm |
|
no |
|
takie małe zjawiska |
|
widok z góry |
|
i tu |
|
gorąco pod stopą |
Kolejnym etapem naszej wycieczki po półwyspie powinna być Błękitna Laguna czyli kompleks basenów termalnych. Ale omijamy to miejsce szerokim łukiem. Skoro na wyspie są miejsca gdzie źródła termalne są za darmo to to miejsce odpuszczamy.
|
obraz |
|
niby wszystko podobne |
Jedziemy do Krysuvik. To geotermalne centrum tej części wyspy. Prym wiedzie tutaj Seltun. Kolorystyka ziem pól geotermalnych jest połączeniem czerwieni, zieleni, brązu i żółci. Dymiące źródła. Wygasły wulkan.
|
Kleifarvatn |
|
i tu |
Coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Warto wspiąć się pod sam krater aby przekonać się że widok na jeziora i pasm górskie z takiej wysokości robią wrażenie. Zatrzymujemy się też na brzegu największego jeziora w tym regionie czyli Kleifarvatn. Jego piękna to zasługa otoczenia. Amazing.
|
i tu także |
|
no tak… |
I nie wieje w tym miejscu. Dziwne. Poruszamy się w kierunku Hafnarfjordur. Przejeżdżając drogą nr 42 mijamy dziwnie wyglądające tyki na których zatkane są…..głowy i filety ryb. Moje pierwsze skojarzenia z tym miejscem były takie że wyglądało to miejsce jak suszarnia chmielu albo tytoniu. Z bliska okazało się że to suszone ryby.
|
kiszone śledzie? |
|
raczej tak |
Wieczorem w ciemnościach gdybym sam trafił w takie miejsce byłbym przerażony. Nawet takie miejsca potrafią zadziwić. Wracamy tym razem jeszcze o przyzwoitej porze. Docieramy na miejsce. Jakoś tak dziwnie jak nie wieje.
Magiczna wyspa. Zmysłowa i czarująca na każdym kroku. Jestem jak żeglarz – Sjomadur.
|
Czyżby jednak Hobbit?
|
Zapraszam do zapoznania się z relacja no i do zachwytu nad niesamowitą przyrodą i krajobrazami.
Do usłyszenia. Mam nadzieję na spotkanie niebawem. Czus.