Ciao
Hola
Buon Dia
Pomysł na tegoroczne wakacje narodził się dzięki naszym znajomym którzy wybierali się do Hiszpanii. Kierunki południowe bardzo lubimy więc decyzja mogła być tylko jedna ale zważywszy na nieco inny charakter samego pobytu potrzebowaliśmy chwili aby podjąć pozytywną decyzje. Inny charakter wakacji oznaczał pobyt na campingu co w naszym przypadku oznacza tylko jednorazowe doświadczenie sprzed wielu lat i pobyt na campingu nad Gardą we Włoszech, niemniej po kilku rozmowach z naszymi znajomymi podjęliśmy decyzję że spróbujemy czegoś nowego.
Poza nami na te dość długie wakacje, gdyż pobyt zakładał 12 dni na miejscu, zdecydowali się pojechać, nasi sąsiedzi z ulicy, wieloletni uczestnicy wspólnych wyjazdów, Matuszkowie, kolejni dobrze Wam znani już krezusi ze Świebodzina oraz dwie rodziny które wymyśliły ten sposób na wakacje. Kurs padł na wybrzeże Costa Brava i malowniczo położony camping niedaleko Platja d’Aro. Sam camping oferuje kilka opcji noclegowych, począwszy od namiotów bez klimatyzacji poprzez standardowe domki z dwiema sypialniami, i w zdecydowanie wyższym standardzie trzy opcje domków z ogromnym tarasem, koszem wypoczynkowym, zmywarką, ekspresem do kawy kończąc.
My zdecydowaliśmy się na domek typu standard, przynajmniej z opisów i zdjęć wyglądał na bardzo podobny do tego w którym kilka lat wcześniej byliśmy nad jeziorem Garda we Włoszech.
Kolejny krok to wybór dotarcia w miejsce docelowe. Opcja samochodem z noclegiem we Francji oscylowała wokół 27 godzin w samej podróży. Opcja samolotowa zakładała dotarcie do Girona lub Barcelony i stamtąd transferem autobusowym lub pociągowym do Platja. W rachubę wchodziło również wynajęcie samochodu, do czego ostatecznie doszło ale o tym nieco później.
Kupiliśmy bilety z Poznania do Girona i ostatecznie tą opcję wybraliśmy. W nasze ślady poszły rodziny Matuszków i krezusów ze Świebodzina.
Pozostali wybrali opcję podróży samochodem.
Ryanair zaoferował bilety w całkiem rozsądnej cenie i nasz koszt zakupu biletów zamknął się w kwocie około 550-600 zł na całą rodzinę.
Dodatkowe bagaże to koszt około 250 zł za walizkę do 20 kg i 120 zł za walizkę do 10 kg.
W międzyczasie mieliśmy jeszcze małą przygodę z naszym lotniczym partnerem który odwołał nam zakładany na sobotę lot z opcją zamiany terminu na dzień wcześniejszy lub zwrot kosztów. Opcja ze zmianą terminu wymusiła na nas wynajęcie apartamentu w Gironie. Familia świebodzińska w ogóle miała mały problem ponieważ Krzysiu tak długo decydował się wynajęcie campingu że ostatecznie wylądował w największym ale za to najdroższym domku. Zapomniałem dodać że ich familia powiększona była o siostrę Krzysia, Beatę i jej męża Marka, oraz ich syna Patryka który przyleciał na kilka dni do Girona.
Sama organizacja i kontakt z biurem Eurocamp bez żadnych zastrzeżeń. Wszystkie monity i uwagi przesyłane były z wyprzedzeniem. Również i tu może wyprzedzę trochę bieg wydarzeń, ale sam kontakt, rejestracja i odbiór kluczy na campingu przebiegł bez żadnych problemów.
W związku z tym że na miejscu nasz pobyt zakładał 12 dni to będąc w tak ciekawym otoczeniu – Barcelona i Girona, i zważywszy na to że jesteśmy już przyzwyczajeni do wędrownego sposobu na wypoczynek, rozejrzeliśmy się za przewodnikiem po Barcelonie, wielkie brawa dla mojej żony za znalezienie jak się okazało znakomitego przewodnika Pawła, w związku z tym że Barcelona kojarzy się nierozłącznie z wielkim klubem piłkarskim FC Barcelona więc naturalnym okazało się poszukanie czy aby przypadkiem w terminie naszego pobytu ten wielki klub nie gra żadnego meczu. Wyprzedzę trochę fakty i ostatecznie kupiliśmy bilety na mecz ligowy z Realem Valladolid.
O Girona słyszeliśmy wielokrotnie że miasto oddalone około 100 km od wielkiej Barcelony jest jakby w jej cieniu ale przygotowując się do wycieczki, jak zawsze wykorzystaliśmy blogi innych i czytając o tym mieście narastała w nas wielka ciekawość tego miejsca. Dla fanów Gry o Tron Girona kojarzy się z wyjątkowym miejscem jakim są schody przed katedrą z sezonu chyba 5. Poza tym stare miasto, piękne kamienice nad rzeką Onyar, oraz dla mnie, obecność klubu piłkarskiego z hiszpańskiej Premiera Division, FC Girona, stanowiły nie lada magnes.
Czytając o okolicach zarówno Girona jak i wybrzeżu Costa Brava nie mogłem wyjść ze zdziwienia że te miejsca to absolutnie wyjątkowe miejsca dla osób które kochają aktywny wypoczynek.
Jak wykorzystać potencjał tego regionu? Zabrać rower, buty do biegania. Okularki do pływania. Rower w samolocie to logistyka. Odpowiednia torba na rower to dodatkowe koszty. Rower w samolocie. Co prawda bardzo dawno temu mój pierwszy rower i jednocześnie pierwsza wizyta w Hiszpanii sprawdziły się ale to zawsze ryzyko i jakieś tam koszty. Rozejrzałem się w przepaściach internetu i okazało się że w samej Girona jest tak dużo wypożyczalni z rowerami – i to marek z najwyższej półki z najlepszym osprzętem, że wybór mógł spowodować zawrót głowy. Nie wiem czy w naszej zachodniej Polsce jest tyle sklepów rowerowych. Ja wybrałem wypożyczalnię https://www.eatsleepcycle.com/bike-rental-girona/. Rowery na napędem Shimano Diurace Di2 czy SRAM, Cannonalde, Basso….i inne. Wybór przeogromny. Koszt od 90 euro za dzień do średnio 35-40 euro za niższe modele. W oko wpadł mi rower włoskiego producenta Basso. I ten rower został w sferze moich zainteresowań. Co poza tym? Okolice Girona czy nawet samej Platja d’Aro to niesamowite miejsca mocno związane z historią Hiszpanii.
No i samo morze.
Urlop zapowiadał się ciekawie i zważywszy na to że ponownie wybraliśmy liczną grupą, mogliśmy spodziewać się że będzie i wesoło i dynamicznie i na brak nudy narzekać nie będziemy.
No to co, lądujemy w Girona.
Wcześnie rano bo już po 8 wylądowaliśmy na kameralnym lotnisku Girona Costa Brava. Powitało nas ciepło. Temperatury zapowiadały 30-33 stopnie z dużą wilgotnością. Na to byliśmy przygotowani.
Odebraliśmy bagaże i wychodząc w prawą stronę z hali odpraw dotarliśmy na dworzec autobusowy. Przygotowując się do podróży znalazłem informację że do centrum Girona odjeżdżają autobusy o numerach 602 i 607 firmy Moventis. Bilet do Dworca autobusowego w Girona kosztował 6,80. Musieliśmy poczekać co prawda 40 minut ale autobus się pojawił na platformie numer 1 i po spakowaniu walizek ruszyliśmy na podbój miasta. W Polsce jeszcze każdy z nas znalazł miejsce noclegowe w Girona gdyż znalezienie miejsca dla 13 osób w jednym miejscu stanowiło nie lada wyzwanie i mocno podnosiło koszty. My ostatecznie wylądowaliśmy bezpośrednio na starym mieście, vis a vis Muzeum Żydowskiego, 100 metrów od sławnych schodów. Przestronny, klimatyzowany apartament wyposażony był we wszystko. Nawet pralkę którą ostatecznie również wykorzystaliśmy. Matuszkowie zamieszkali na dwie noce w odległości około 15 minut do katedry. Krezusi byli równie blisko. Dotarliśmy do dworca i co dalej (autobus z lotniska jedzie około 50 minut). Zważywszy na fakt że nasze apatramenty miały być gotowe dopiero od 13-14, a nawet 16 czas ten trzeba było jakoś zagospodarować sobie. Wylądowaliśmy niedaleko starego miasta w urokliwej śniadaniarni pod arkadami – PDEPÀ Coffee Bakery na jednym z bardzo interesujących girońskich placów a dokładnie Placa de la Independencia. Robiło się bardzo gorąco i zważywszy na fakt że bardzo wcześnie wstaliśmy (około 2.30), zmęczenie się nasilało i pragnęliśmy wszyscy jednego. Prysznica i odświeżenia się.
Bogate śniadanie. Pyszne kanapki. Świetna kawa. Sok ze świeżo wyciskanych owoców. I pierwsze obserwacje. I pierwsze komentarze. I nerwowe wyczekiwanie na możliwość zameldowania się.
W oczekiwaniu na nasz apartament Apartaments Catedral – Baltack Homes przy Carrer de la Forca 17. Właściciel poradził nam że zaraz przed wejściem na Stare Miasto jest jeden punkt gdzie można zostawić bagaż. Bardzo interesujące rozwiązanie. Girona Lockers. Pujada de Sant Feliu 19.
My jako pierwsi odebraliśmy klucze do apartamentu. Właściciel to Francuz który wszystko nam wyjaśnił i podpowiedział co należy w Girona zobaczyć.
Każdy z nas skorzystał z prysznica i odświeżeni czekaliśmy na pozostałych.
W okolicach godziny 16 wszyscy z nas byli już gotowi do rozpoczęcia penetracji miasta. Narastał też głód.
Zgodnie z sugestiami właściciela apartamentu zaczęliśmy od wejścia na mury obronne z IX w. Znalezienie wejścia było dość kłopotliwe ale po kilku próbach znaleźliśmy się u ich stóp. Gorąco. Wilgotno. Każdy z nas szukał miejsca gdzie od czasu do czasu wyczuwalny był powiew wiatru. Widok z murów szczególnie na katedrę i stare miasto zjawiskowy. Nietuzinkowe miejsce.
Mury obronne powstały w IX w. Nimi dochodzimy do centralnej części Starego Miasta czyli katedry i sławnych schodów. Podziwiamy to wszystko zarówno i z dołu i z góry i uwierzcie, robią wrażenie. Na chwilę wychodzimy ze Starego Miasta by do niego wrócić od strony Sant Pere de Galligants.
Rozpoczynamy poszukiwania miejsca gdzie będziemy mogli się posilić.
Podjęcie decyzji w grupie 13 osobowej i znalezienia miejsca dla tyleż osób stanowi nie lada wyzwanie lecz ostatecznie znajdujemy miejsca w, jak się później okaże absolutnie wyjątkowym miejscu gdzie podają świetną pizzę, znają się na rowerach i tu duża niespodzianka, uwielbiają Maradonę i Napoli. To miejsce to Bartali Pizza&Co.
Szybka, rewelacyjna obsługa, pyszna nie tylko pizza, świetny serwis, pasjonaci calcio i rowerów. Czego chcieć więcej. W doskonałych nastrojach opuszczamy lokal, młodzież ucieka do apartamentu a my postanawiamy w uroczym miejscu, zaraz przy schodach raczyć się Aperolem i zimnym piwem, celebrując wspólne rozpoczęcie wakacji. Po drodze przechodzimy po moście, jakich w Gironie całkiem sporo, ale ten jest wyjątkowy, czerwony, zaprojektowany przez twórcę paryskiej wieży Eiffel. Wracamy do apartamentu zaraz po 22. Trudy całego dnia są mocno wyczuwalne. Ja jeszcze robię pranie wykorzystując pralkę.
Poranek jest uroczy. Po 8 razem z Krzyśkiem wyruszamy w podróż biegową po Girona. Od rana mnóstwo właśnie i biegaczy, kolarzy, właścicieli psów. Chyba wszyscy chcą wykorzystać jeszcze znośną temperaturę na pierwsze aktywności. Okazuje się jednocześnie że docelowo wybrana przeze mnie wypożyczalnia rowerów mieści się kilka kroków od apartamentu krezusów. Co za zbieg okoliczności. Wracając odwiedzamy miejski targ a tam same cuda. Ryby, owoce morza, chleb, warzywa i mnóstwo świeżych, apetycznie wyglądających owoców. Kupujemy trochę fig. Są słodkie, dojrzałe. Miód.
Umawiamy się na godzinę 11. Jest chwila na zrobienie jeszcze pamiątkowych zdjęć. Wizyta w sklepie firmowym FC Girona i zakup szalika. Później transport pieszy na dworzec autobusowy i po godzinie meldujemy się z pokładu autobusu linii Moventis którym docieramy na dworzec autobusowy do Platja d’Aro. Jesteśmy już tak blisko a jednak jeszcze trochę daleko. Rozeznanie terenu i okazuje się że za 30 minut mamy autobus którym dojedziemy bezpośrednio pod bramy wejściowe do samego campingu. Bilet z Girona do Platja d’Aro kosztował 7,30 euro a z Platja d’Aro na camping chyba w granicach 2 euro. W tym wszystkim najgorszy jest fakt taszczenia walizek i upał. Ale słuchajcie docieramy. Jesteśmy na miejscu i kierujemy się do pierwszej rejestracji. Dostajemy wytyczne, mapki, krótkie informacje co do samego pobytu i musimy się jeszcze udać do biura Eurocamp. Wszystko pod górkę. Ale jest przynajmniej wesoło. Pani w biurze czeka na nas z kluczami i zdziwiona że my bez samochodu, podstawia meleksa i docieramy na miejsce.
Jest woda to najważniejsze. Pełen sukces. Zmęczeni ale szczęśliwi. Szybki przepak i idziemy poczuć smak wody. Woda działa fantastycznie. Trudy podróży szybko mijają i już wieczorem przy Sangria humory dopisują. Co do zakwaterowania. Nasz domek typu standard jest klaustrofobiczny i byłby idealny dla 2 osób. No cóż jakoś to będzie. W końcu to wakacje. Krezusi mają za to wielki domek z wielkim tarasem itd. Docierają też dwie rodziny samochodem. Wieczór jest nasz.
Pierwsze godziny na wybrzeżu i chcemy więcej. Rano przede mną transfer do Girona i odebranie roweru.
Zatem, do zobaczenia
Ci vediamo
Nos vemos