|
rzeka Bojana i domki rybackie |
Witajcie.
Czas na drugą część opowieści wakacyjnych. Po krótkim ale treściwym pobycie w Budapeszcie i jego okolicach czas było się przenieść w docelowe miejsce naszych wakacji i chyba główne czyli czarnogórskie Ulcinj. Przed nami jednak dość długa i kręta droga przez Chorwację, Bośnię i Hercegowinę i jej stolicę Sarajewo, niesamowicie położoną drogę graniczną bośniacko-czarnogórską, Podgoricę i same Ulcinj.
|
Ulcinj |
W środowy poranek pożegnaliśmy zakon i bramy Budapesztu i kierując się ku Chorwacji udaliśmy się w dalszą drogę. Autostrada to nuda także Węgry i Chorwację przejechaliśmy szybko i sprawnie. Ciekawostki folklorystyczne i inne cuda przywitały nas na terenie Bośni. Poranna wizyta na stacji benzynowej i łyk pysznej kawy oraz konie, krowy i psy i traktory pamiętające jeszcze czasy powojenne to wszystko poruszało się po krajowej, głównej drodze do Sarajewa. Pejzaże cudowne, swojskie ale droga dłużyła się ogromnie. Sarajewo. Miasto pamiętające jeszcze wojnę bałkańską i jego oblężenie z lat 1992-1996, oraz zimową Olimpiadę z roku 1984. Miasto na conajmniej kolejną, ale i dłuższą wizytę. Obiecuję sobie że do Sarajewa wrócę. Jak i sama Bośnia która zachwyca krajobrazami. Niespodzianka pierwsza to czas przejazdu z Sarajewa do Podgoricy już w Czarnogórze. Niby 250 km a czas przejazdu sugerowany – 5,5 h. Dlaczego tak długo? Ano im bliżej granicy tym droga bardziej kręta, wąska, położona w górach a już przed samą granicą mam wrażenie droga jakby się kończy. Poza tym na kolana powala nas przejście graniczne i Kanion Tary. Wielki, jeden z największych w Europie.
|
przejście graniczne bośniacko-czarnogórskie |
Właśnie, a propos dróg dojazdowych z Węgier to możemy tak jak my pojechać przez Chorwację i dalej na granicę bośniacko-czarnogórską lub też wybrać opcję Chorwacja i serbsko-czarnogórska granica. My wybieramy opcję pierwszą i polecam ją każdemu. Dla tych widoków i wrażeń z drogi warto to pokonać choć raz. Dalej wąskimi, krętymi drogami położonymi wysoko w górach docieramy do Podgoricy i pokonując tunel Sozina docieramy nad wybrzeże czarnogórskie. Pierwsza miejscowość to Sutomore. Brzydka, betonowa, nieatrakcyjna miejscowość. Serpentyny towarzyszą nam aż do Ulcinj. Docieramy do centrum miasta i kolejna niespodzianka. Dotarcie do Starego Miasta samochodem wykluczone. Na Starym Mieście mamy wynajęte apatramenty. Zatem? Paweł dzwoni do gospodarza. Okazuje się że główny parking na którym mielibyśmy zostawić auta znajduje się na końcu promenady nadmorskiej, zamykanej w ciągu sezonu między 20 a 6. Wskazuje inny, w miarę blisko naszych apartamentów. Toczymy nasze walizki po wąskich uliczkach i jesteśmy. Apartament pięknie położony. Cicho. Okna z widokiem na morze. Żyć nie umierać. No może poza tym że będę spał na rozkładanym łóżku. Trudno. Węgierskie wino ląduje na stole. Emocjonujemy się widokami z drogi. Jezioro Szkoderskie. Góry. Kanion. Wybornie, choć daleko.
|
rzeka Bojana i domki rybackie |
Ranek wita nas upałem. A jakże. Przecież to sierpień i południe Europy. Ja wybieram opcję rowerową. Pierwszy trening na ziemi czarnogórskiej. Kierunek rzeka Bojana, graniczna droga czarnogórsko-albańska. Tam znajduje się największa piaszczysta plaża Czarnogóry czy Velika Plaża, centrum nudystów i rybacka oaza. Rybackie domki stoją tu w większości na palach nad wodą. Wiele z nich ma zamontowane urządzenia do połowu ryb, tzw. kalimery.
Bardzo fajne, ciekawe miejsce.
|
widok na jezioro z przełęczy |
|
inne spojrzenie na jezioro |
|
ktoś na ryby? |
A później te kilka dni w Ulcinj mieszamy aby nie zwariować z wycieczkami. I tak jedziemy zobaczyć wspomniane wcześniej jezioro Szkoderskie i z góry i z dołu. Widok z przełęczy na 1000 tys. m.n.p.m. obłędny. Widok z dołu, z brzegu jeziora jakże inny ale fajnie to skonfrontować. Woda ciepła jak w kranie. Przynajmniej na jej brzegu.
|
familia |
Udaliśmy się także na wycieczkę do Albanii. Cel, miasto Shkoder i dwie atrakcje polecane na blogach. Pierwsza z nich to twierdza Rozafa, roztaczająca się majestatycznie nad miastem. Piękne perspektywy na rzeki Bojana i Drin, jezioro Szkoderskie i Góry Północnoalbańskie. Sama twierdza do której wstęp po opłaceniu kilku euro. Wielka, rozłożysta, pamiętająca czasy świetności i Albańczyków, Wenecjan i najbardziej to chyba Turków. Pod murami przy drodze, dukcie prowadzącym do bram twierdzy zatrzymujemy się na chwilę i zakupujemy drobiazgi. I szalik piłkarskiej reprezentacji Albanii. Wszystko za 6 euro.
|
mury twierdzy Rozafa |
|
widok z twierdzy |
Później przenosimy się na północ miasta i na celowniku mamy most z XVIII w. Most Mesi to o nim mowa to ciekawy akcent w tym powiedzmy sobie delikatnie, brzydkim mieście.
Czas lunchu. Dzięki propozycją z blogów lądujemy na pizzy w fajnej knajpie. Bar Kafe Roma. Polecam. Jedyny minus to brak możliwości zapłaty kartą. A wizyta w bankomacie kończy się prowizją za wypłacenie ich waluty. Trudno.
Pizza bardzo dobra.
|
Most Mesi |
Najważniejszą jednak wycieczką i najdłuższą okazała się wyprawa do Kotoru.
Samo miasto cudownie położone mym zdaniem może konkurować z Dubrownikiem o miano naj na tym półwyspie.
Mnie zachwyciły i zabytki, uliczki, studnie ale przede wszystkim niesamowite otoczenie. Z trzech stron Kotor otaczają masywy górskie: Lovcen, Vrmac, Dobrota.
|
czar i wspomnienia czas |
|
Kotorskie uliczki |
|
miotły różnej maści |
|
wypożyczalnia mioteł |
Zatoka nad którą leży Kotor posiada cechy norweskich fiordów. Szczególnie widok z górującej nad miastem Twierdzy św. Jana powala na kolana. Jednak aby tam się dostać trzeba pokonać ponad 1400 schodów. Kiedyś wejście kosztowało 2 czy 3 euro a teraz 7. Taka niespodzianka. Na wzgórze wchodzę sam, później wracam raz jeszcze z Pawłem i jego synem. Widok obłęd. Wart poświęcenia. Upał doskwiera ale specjalnie na to wejście a może raczej wbiegnięcie zabieram ze sobą niezawodny izotonik Enervita. Gdzie nie spojrzysz – pięknie. Wysokość ponad 260 m.n.p.m.
Schodzimy szybko albo nawet bardzo szybko uważając na śliskie kamienie.
|
południowe „fiordy” |
|
Król Kotoru |
Starówka kotorska pałacami stoi. Są praktycznie wszędzie. Poza tym Brama Północna. A w sumie są trzy. Wszystko czyste i zadbane. Naszą uwagą w czasie spaceru przykuwa spora topola. To najstarsze drzewo w Kotorze. Plac Broni. To przy nim stoi pałac Namiestnika Weneckiego z najdłuższym balkonem w mieście, strażnica czy przepiękna wieża zegarowa z 1602 r. Kolej na Plac Mąki gdzie stoi jeden z najpiękniejszych kotorskich pałaców – Pałac Pima. Jest jeszcze Katedra św. Tryfuna. To już Plac Katedralny. I mnóstwo zgrabnych uliczek. Knajpek. Sklepów z pamiątkami.
Dla mnie osobiście jedno z najładniejszych miast na tamtym półwyspie.
|
Zatoka Kotorska |
Czy coś pominąłem? Chyba nie.
A jednak. Wycieczka wodna na zamkniętą kiedyś plażę Valdanos. To tutaj w czasach komunizmu bawili się najwyżsi rangą jugosłowiańscy dygnitarze.
|
road to valdanos |
Teraz, już dobrych kilka lat po upadku komunizmu czarnogórcy próbują wskrzesić na nowo tą świetnie położoną plażę. A poza tym wakacyjne chwile spędzamy na jednej z dwóch plaż znajdujących się w najbliższym sąsiedztwie Starego Miasta.
|
jedna z wież przy bramach wejściowych na starówkę |
|
starówka jakże barwna |
|
jakże różne wieże |
|
wieża zegarowa |
Na deser zostawiamy sobie w drodze powrotnej wizytę w Austrii. Okolice Bischofschofen. Wagrain. Nieduże alpejskie miasteczko. Jakże inny świat od tego bałkańskiego. Inne już temperatury. Namawiam moją i Pawła familię na dłuższą wycieczkę w góry. Ostatecznie na szczycie Griebenkareck 1991 m.n.p.m. stajemy razem z Pawłem rozkoszując się wspaniałymi alpejskimi widokami.
|
u podnóża góry |
W drodze powrotnej wizyta przy skoczni w Bischofschofen na której rok rocznie kończą się zmagania w turnieju 4 skoczni. Miejsce nasiąknięte wielkimi sukcesami polskich skoczków. Powrót z Austrii do Polski to już czysta przyjemność.
Kończy się długi, obfitujący w niezapomniane chwile rodzinny wakacyjny trip. Sporo kilometrów za nami. Jednak najwięcej zostanie w nas wspomnień i zdjęć.
|
Wagrain |
|
familia |
W tym miejscu dziękuję mojej rodzinie za cierpliwość i ewentualne trudności a Pawłowi i jego familii dzięki kolejny raz za wspólnie spędzony czas. Było zawodowo. Dziękuję.
|
Griebsenkareck |
Was zostawiam ze zdjęciami i samym tekstem. Komentarze mile widziane.
Do usłyszenia niebawem.