Stolica Apulii – Bari🇮🇹

Home » Stolica Apulii – Bari🇮🇹

wizytówka Bari – orecchiette


Buona sera

Poczyniliśmy zakupy celem konsumpcji. Mowa o colazione czyli śniadanie według włoskiego odpowiednika. Co za przyjemność schrupać świeże panini z oliwą, świeżym serem, prosciutto lub mortadelą o średnicy kierownicy od stara. Nie mówiąc o kawie. Niebo w gębie. Zapomniałem dodać że obok nas w tutejszym warzywniaku kupujemy pyszne pomidory i winogron. I kolejna niespodzianka. Właściciel częstuje nas kawą. Świetne. 

Poprzedni wpis kończy się zapowiedzią wizyty w Bari. Bari, największe miasto tamtego regionu, planujemy zwiedzić oczywiście, skorzystać z uroków kąpieli w Adriatyku i poszaleć kulinarnie. Znowu jedzenie? We Włoszech gdzie wszystko smakuje wybornie. Lecz na początku musimy do Bari dojechać. Tym razem wybieramy opcję świetnych połączeń kolejowych. Po śniadaniu korzystając z aplikacji Trenitalia.it kupuję bilety. Koszt 9,80 euro za osobę. Pociąg jedzie około 1h i 13 min. Stojąc i czekając na dworcu w Brindisi przyglądamy się innym podróżującym. Bardzo ciekawe doświadczenie. 

Brindisi centrale

jeden z teatrów w Bari

okazałe kamienice 

Pociągi we Włoszech nawet te regionalne są nowoczesne. Tego możemy im zazdrościć. 

Podróż upływa oczywiście na obserwacji ale tym razem krajobrazów. Poza morzem dostrzec można ogromne połacie oliwkowych pól, również ziemniaczanych. Typowe rolnicze okolice. Nie wspominając o winogronowych drzewkach. Primitivo. Nazwa czerwonego wina charakterystycznego dla tego regionu. Było i będzie próbowane. Zatrzymujemy się w Monopoli, mieście które następnego dnia będziemy chcieli zwiedzić. Mijamy Ostuni. Białe miasto na wzgórzu. Plan zakłada odwiedziny również i to miasto.

Bari Vecchia

piazza Mercantile

jeden z wielu kościołów

cudowne uliczki

Docieramy do Bari. Jest ciepło. Jest pięknie. 

Pierwszy cel. Wizyta w sklepie klubowym Bari, drużyny która jeszcze w ubiegłym roku grała w najwyższej klasie rozgrywkowej Seria A. Po kilku minutach spaceru docieramy do klubowego sklepu gdzie nabywam oczywiście szalik. Chwila rozmowy i ruszamy dalej. Żona ma upatrzoną włoską torebkę. Wchodzimy na via Cavour, a tu tylko Gucci, Prada, Louis i inne bardzo cenne marki. Odbijamy w jedną z odnóg w poszukiwaniu la borsy czyli torebki. 

wnętrze bazyliki św. Mikołaja

nie widziałem stadionu ale mam pamiątkowy szalik

Bazylika od frontu

Bezskutecznie. Ciśnienie zakupowe opadło. Idziemy wzdłuż szerokiej via przy której znajdują się ogromne budynki administracyjne. Wchodzimy do centro storico zwane inaczej Bari Vecchia. Muszę przyznać że przynajmniej ja miałem takie odczucia jakbym wszedł do innego miasta. Wąskie, jasne uliczki. Pranie wiszące nad głowami, zapach proszku do prania. Donice pełne kwitnących kwiatów a przypominam że jest październik. Mnóstwo knajpek tętniących życiem. Prawdziwe Włochy. Bez spięcia i nadęcia. Pierwszy punkt to Piazza Mercantile. Dookoła białe budynki i my to mamy szczęście nad jednym z najbardziej okazałych budynków na tym placu żuraw budowlany. Trafimy w to miejsce raz jeszcze na genialne lody. Ruszamy dalej wąskimi uliczkami. Kolejny punkt to bazylika św. Mikołaja i grobowiec królowej Bony. Sama bazylika z zewnątrz przypomina bardziej zamek ale w środku a szczególnie sufit to istne dzieło sztuki. Pod głównym ołtarzem krypta i miejsce spotkań prawosławnych wiernych. Fantastycznie czuć zapach świec modlitewnych. Znajdujemy grobowiec królowej Bony która poślubiła naszego króla Zygmunta I Starego. Opuszczamy bazylikę i idziemy odpocząć przy promenadzie. Siadamy i kontemplujemy widok morza. Małgorzata poszukuje plaży. Wracamy na stare miasto i zasiadamy w kawiarni. Łupem naszym padają lody i złoty napój. Podczas zamawiania jest okazja do większej konwersacji z barmanem. Jest pod wrażeniem tego że nie pamięta żadnego Polaka, turystę mówiącego w języku włoskim. Robi się miło. 

piazza Mercantile

boskie gelato

czad

nie może być Włoch bez vespy

Lody wyborne. Polecam kawiarnię Martinucci Laboratorio. Zanurzamy się ponownie w wąskie uliczki starego miasta. Ponownie mijamy balkony usłane albo kwiatami albo świeżym praniem. Docieramy pod mury stanowiące Katedrę w Bari – Cattedrale di San Sabino. Niewiarygodne jak coś tak pięknego i wielkiego mieści się pomiędzy wąskimi uliczkami starego miasta.

Zaraz obok stoi monumentalny zamek – Castello Normanno Svevo. Z ciekawostek. Twierdza należała kiedyś do Bony Sforzy. Jest ogromna. Dla nas pierwsze skojarzenie to zamek w Ferrarze.

Na przeciwko wejścia głównego do zamku, po drugiej stronie ulicy jest wejście do niesamowitej uliczki, znanej również już na całym świecie a mianowicie strada Arco Basso. Uliczka znana jest dzięki uszkom czyli orecchiette. Makaron wytwarzany ręcznie z użyciem noża i kciuka. Przyglądamy się jak sprawnie powstają nowe orecchiette. Kupujemy na próbę. Najlepsze są poniekąd z rzepą brokułową z której słynie Apulia – cime di rapa. 

Robi się głodno. Szukamy najbardziej znanego street foodu w Bari. Mastro Ciccio. Legendarne kanapki z owocami morza. Legendarne również kolejki. Legendarne pierożki zwane panzarotti. 

Bari Vecchia

suszona papryka

katedra San Sabino

Okazuje się że nie ma kolejki. Co nas cieszy oczywiście. Zamawiamy i pierożki i kanapki z ośmiornicą i tuńczykiem plus złoty napój. 

Wszystko smakuje wybornie. Pierożki są tłuste ale wypływający farsz wołowy jest znakomity. Ośmiornica świetnie grillowana. Tuńczyk rozlewa się w ustach. 

Kulinarna uczta to nie ostatni przystanek w Bari. Idziemy na miejską plażę. Mijając Teatro Margherita wchodzimy na promenadę Lungomare Araldo di Crollalanza. Mijamy nowocześniejszą zabudowę. Jakże ta strona jest inna od tej przed chwilą opuszczoną.

potężne mury zamku

fantastyczna uliczka z orecchiette

orecchiette, Piaggio i moglie

Po około 3 km docieramy do miejskiej plaży Pane e Pomodoro. Piaszczysty brzeg zachęca do kąpieli. Jesteśmy przygotowani na tą atrakcję również. Woda jest ciepła (około 17 st.). Po kilku godzinach w słońcu woda działa niesamowicie kojąco. Mam wrażenie że większość korzystających z kąpieli to turyści. Dominuje język niemiecki ale słychać również naszych rodaków. Gdy słońce zachodzi postanawiamy powoli wracać na dworzec. Kupuję bilety. Po drodze wchodzimy jeszcze do sklepu gdzie nasza rodaczka poleca nam odwiedzić Alberobello, według rzekomej najpiękniejsze miejsce na ziemi. W/w miasto było w planach na następny dzień jako prawdopodobne ale po słowach rodaczki stało się miejscem koniecznym do odwiedzin. dodaliśmy Alberobello do naszego planu wycieczkowego. 

Niestety nie byłem na Stadio San Nikola di Bari. W sobotę w dniu naszego powrotu włoska reprezentacja grała mecz eliminacyjny z Maltą. Jaka szkoda że nie było nam tego zobaczyć. (Włosi wygrali 4:0).

palce lizać

panzerotti

w tle Bari Vecchia

My wsiadamy do pociągu i ruszamy w drogę powrotną. Zatrzymujemy się jeszcze w negozio (sklepie). Kilka składników do kolacji i popijając Primitivo oddajemy się rozmowami o tym co za nami i o tym co przed nami. 

Zostawiam Was jak zawsze ze zdjęciami. 

Drugi dzień pobytu w Apulii rozbudził nasze apetyty. Zdradzę tylko że kolejne dni były równie aktywne jak te minione ale obfitujące również w zachwyt na pięknem. Ale o tym w kolejnym wpisie. 

Ci vediamo

Buon giornissimo.