Ciao
Buongiorni tutti.
Wieczne miasto padło naszym łupem. Kolejna, krótka bo krótka wizyta w stolicy Italii ponownie przyniosła mnóstwo satysfakcji i potwierdziła nasze przekonania że to jedno z najładniejszych dużych miast w Europie. Pojawiły się oczywiście plany na kolejną wizytę w Rzymie, związaną z możliwością obejrzenie meczu Seria A zespołu AS Roma czy też możliwość uczestnictwa w emocjach tenisowych z udziałem naszej Igi Świątek na kortach w Rzymie. To plany.
Kolejnego dnia postanowiliśmy wybrać się do Salerno. To cudownie położone miasto na południe od Neapolu przyciąga turystów nie tylko plażami ale przepiękną katedrą oraz urokliwą starówką. Ale również jest to miasto przesiadkowe na półwysep Amalfi. Poza tym, i naprawdę trudno w to uwierzyć, Salerno jest miastem czystym, spokojnym, zupełnie innym niż oddalony od kilkadziesiąt kilometrów Neapol. Magią tego miasta jest to że przechadzając się po urokliwych uliczkach zaczerpniemy prawdziwego włoskiego szyku i wszelkie wizyty w knajpkach czy restauracjach odbędą się w zupełnym spokoju i bez wariactwa i walki o stolik.
Jak dotrzeć do Salerno. My wybraliśmy opcję „pociąg”. Kupiliśmy wcześniej bilety i przed południem stawiliśmy się na Napoli Centrale. Odnaleźliśmy binario (peron) by za chwilę z niego wyjść gdyż kolejarze ponownie zapragnęli zrobić strajk – sciopero i nasz pociąg został odwołany ale…. Skierowano nas na inny peron i z niego pojechaliśmy jedną stację za Neapol, po czym ponownie się przesiedliśmy do pociągu który jechał w kierunku Salerno ale nie do samego jego końca (Nocera), i na tejże stacji ponowna przesiadka do Salerno. Chwilę to trwało. Było wesoło. Wychodzimy z dworca, sprawdzamy jak często kursują pociągi w kierunku Neapolu i udajemy się na spokojną o tej porze promenadę i oczywiście smakujemy kawę oraz inne lokalne delicje. Szum morza, kawa, czego można chcieć więcej. Dziewczyny uruchamiają Polaroida.
Postanawiamy że ja udam się obejrzeć stadion Salernitany (wówczas jeszcze zawodnicy ambitnie walczyli o pozostanie w Serie A) a dziewczyny oddadzą się urokom promenady nadmorskiej.
Okazuje się że stadion oddalony jest od centrum o 4 stacje kolejowe. Kupuję bilet. Docieram na miejsce i zastaję stadion postawiony blisko morza. Obejście stadionu nie zajmuje dużo czasu. Szukam jakiejś możliwości na wejście i zrobienie zdjęcia w środku ale tym razem poza mną nie ma tu nikogo. No cóż. Droga powrotna praktycznie bez przeszkód choć konduktor uświadomił mi że po zakupie biletu muszę się jeszcze odprawić.
Pamiętajcie. Bilet papierowy odbijamy w specjalnych skrzynkach które są na każdym peronie. Bilety elektroniczne musimy odprawić.
Udaję się w kierunku Centro Storico, po drodze szukając oficjalnego sklepu Salernitany ale ponownie nie mam szczęścia. Sklep jest chiuso. Zamknięty. Spokojnie, nie spiesząc się spaceruję główną ulicą w Salerno (via Mercanti), która prowadzi do starej części miasta. Brak tłumów jest zachwycający. Docieram do Duomo di Salerno. Oczekuję na dziewczyny. Intryguje mnie wieża stojąca obok katedry ale niestety wejście jest niemożliwe. Przy okazji na jednym, z blogów przeczytałem że obok katedry funkcjonuje pizzeria która serwuje niesamowite placki ale o tej porze jeszcze jest zamknięta (Pizzeria la Smorfia, około 16).
Kolejna ciekawostka. W Salerno mieściła się najstarsza medyczna uczelnia w Europie. Datuje się jej początek na IX wiek. Wówczas to Salerno a nie Neapol był najważniejszym ośrodkiem regionu Campania. Świetność szkoły trwała mniej więcej do końca 1224 roku kiedy to zaczął funkcjonować uniwersytet w Neapolu. Rozwój uniwersytetów w Padwie czy Bolonii spowodował że szkoła medyczna w Salerno odeszła w zapomnienie.
Przechadzając się naprawdę urokliwymi i cichymi uliczkami trafiamy do naszej neapolitańskiej pizzerii – Da Michele, tak ta sama pizzeria do której są kolejki w Neapolu (dwa dni wcześniej również czekaliśmy na stolik) a tu? Wolnych stolików do wyboru. Siadamy, zamawiamy i po chwili raczymy się cudownym ciastem oraz i tu nowość – piwem craftowym marki Da Michele. Szaleństwo istne. Kulinarna eksplozja. Ekstaza.
Próbuję dziewczyny namówić na wizytę w Castello di Arechi, położony na wysokości 300 m.n.p.m. dominuje nad miastem. Poniekąd oferuje niesamowitą panoramę na lazurowe wybrzeże ale nie tym razem. Ciężko dziewczyny namówić. Dopiero po powrocie doczytałem że w Salerno można się również wspiąć na niewielkie wzgórze – 466 m.n.p.m.. Na szczycie stoi krzyż a Monte San Liberatore jest idealnym miejscem do wspinaczki górskiej.
NIe udało mi się dziewczyn namówić na obejrzenie akweduktów z IX w. które znajdują się pomiędzy osiedlami w bliskiej odległości od centrum miasta. A wyglądają niesamowicie.
Salerno to również miejsce z którego warto podjechać do Paestum. Cóż to takiego. Otóż to starożytna kolonia grecka zwana Posejdonia. Rzymianie zmienili nazwę na Paestum. To kolejny cel wycieczkowy podczas następnej wizyty w Kampanii. Dla lubiących historię miejsce wręcz idealne. Znalazłem opis tego kompleksu na www.gdziewyjechac.pl i polecam Wam serdecznie tenże profil.
No cóż. Sam również przeszedłem się główną aleją nadmorską (Lungomare di Salerno) pełną już o tej porze dnia mieszkańców Salerno.
Został nam powrót do Neapolu jednym z pociągów, tym razem nie było strajku ale był nieco opóźniony. Salerno zdecydowanie inne od hałaśliwego Neapolu oferuje ciszę i spokój i mam wrażenie jest mocno niedoceniany przez turystów. Polecam Wam Salerno bardzo.
Kolejny wpis to już wisienka na torcie a mianowicie mecz Serie A Napoli – Frosinone. O tym dopo czyli później.
Jakmzawsze proszę o komentarze. Zostawiam Was ze zdjęciami.
Buona serata.
Ci vediamo.