|
Beskidy |
Buongiorno
Ciao amici.
Wracamy na szlak.
Drugi dzień na Małym Szlaku Beskidzkim zaczyna się od cudownie pachnącego poranka. Nasze nozdrza atakuje zaciekle zapach świeżo wypiekanych drożdżowych bułek z marmoladą. Szefowa nie daje żyć. Powoli budzi się do życia dom. Małe dzieci wstają razem z nami. Po kilkunastu minutach mam wrażenie wstają już wszyscy. Uwierzcie, smak drożdżówek jest niesamowity. Wracam pamięcią do lat młodzieńczych kiedy babcia piekła zwykle 3-4 blachy takich bułek okraszonych świeżym mlekiem. Dlatego dla osób podróżujących tym szlakiem, wejść do chaty na Potrójnej i zapytać o bułki. Konieczne.
|
bułka z marmoladą |
|
czas na jagody |
Zbieramy się. Kawa. Rozliczenia z szefową i wychodzimy kontynuować penetrację Beskidów.
Schodzimy z Potrójnej. Szlak budzi się do życia. Jest zielono. Pojawiają się krzaki jagodowe. Pierwsze podejście to Łamana Skała 929 m.n.p.m. Ponownie jagody. Fajny widok na Beskidy. Kolejny punkt to Rozstaje pod Blada Horą. W tym miejscu miksują się zielony, czerwony i żółty szlak i niebieski prowadzący bezpośrednio do Huciska.
Nas interesuje czerwony szlak i Laskowiec który według wskazań tablic powinniśmy osiągnąć za nieco 1h i 35 minut. Jest ciepło. Nie pada co najważniejsze. Las pojawia się bukowy. I niezmiennie towarzyszą nam fantastyczne widoki o ile choć na chwilę las pozwoli odkryć się i odsłonić przed nami cudowne widoki nawet z Tatrami w oddali w tle. Nawet się nie obejrzawszy stajemy na odkrytej połoninie przed tablicą Laskowiec a przed nami i Beskid i Tatry właśnie w tle.
|
kolejne wooow |
|
na rozstaju |
|
zielono i pięknie |
A to znak że zbliżamy się powoli do zabudowań schroniska PTTK „Laskowiec”. 918 m.n.p.m. Przed schroniskiem całkiem sporo osób. Zamawiamy kawę, zupę, jabłecznik. Postanawiamy zrobić sobie nieco dłuższą przerwę. Rozsiadając się przy stole zauważam znajomą twarz Wojtka, szefa działu projektowego w outdoorowej firmie PAYAk. A Wojtka poznałem gdyż trafił on do mnie wraz ze swoją dziewczyną na nauki narciarstwa biegowego w Jakuszycach. Świat naprawdę jest mały. Wojtek może i mnie poznał a może ja bardziej jego niemniej postanowiliśmy zaprosić go do naszego stołu. I okazało się że Wojtek to istna skarbnica wiedzy. Nie tylko sprzętowej. MSB przeszedł już i ni oraz i nie dwa. We z czym się to je. Ale chyba najważniejszy jest fakt że jest w tym wszystkim kompletnie naturalny. Zaprosiliśmy go na wspólne przejście choćby kawałka szlaku. Wychodzimy ze schroniska i aby z powrotem dojść na czerwony szlak musimy się nieco cofnąć. Przed nami długie przejście i docelowo zejście do wsi Krzeszów. W czasie zejścia Wojtek opowiada o ciekawostkach czających się na samym szlaku ale chyba największą radość ma w opowiadaniu nam o niuansach związanych ze sprzętem. Cała masa ciekawostek.
|
elementy krajobrazu |
|
pyszna czarna na szlaku |
|
Laskowiec |
W Krzeszowie zatrzymujemy się w sklepie na zimnym piwie oraz lodach. Jest też czas na kawę. Ręka odpala macchinettę. Zapach kawy pobudza zmysły. W tym momencie jesteśmy na około 43 kilometrze. W Krzeszowie po asfaltowym odcinku biegnącym wzdłuż drogi skręcamy w prawo i podchodzimy ponownie do góry. Jak to w Beskidach bywa, mocno pod górę. Żurawnica, Kozie Skały po prawie 3 kilometrach jest całkiem poważnym podejściem. Ponownie jesteśmy wysoko. Powoli zaczynamy zastanawiać się nad ewentualnym końcem dzisiejszego dnia naszego tripu. W nogach prawie 50 kilometrów. Ciepło. Piękne widoki jak tylko las odpuszcza. Jesteśmy w okolicach Suchej Beskidzkiej. Jest mały plan aby może spróbować podejść pod Chełm, kolejne podejście po minięciu miasteczka o nazwie Zembrzyce.
|
na szlaku |
|
schodzimy do Zembrzyc |
|
Beskidy w okolicach Suchej Beskidzkiej |
Wojtek okazuje się że jest piwowarem. Opowiada , odpowiada na nasze pytanie dotycząc procesu warzenia piwa. Świetnie się tego słucha. Pojawiają się pierwsze zabudowania przed Zembrzycami. Widać sztuczny zalew. Beskidzka wieś wita nas dzień dobry. Drewniane domy. Schodzimy na dół. Jesteśmy w Zembrzycach. Wspólnie postanawiamy że to będzie finał drugiego dnia. Razem z Misiem szukamy miejsca do spania. Obdzwaniamy okoliczne agroturystyki. Brak wolnych miejsc. Miś jakim cudem zapytuje chyba lokalesów i na trasie czerwonego szlaku znajdujemy miejsce – uwaga – w Mariackim Domu Rekolekcyjnym. Księża cieszą się niesamowicie. Miś, jako jedyny z nas przyjazny kościołowi załatwia formalności i odbieramy klucze od dwóch pokojów. Warunki pobytowe zacne a i okolica oraz wielkość domu słuszna. Zresztą to nie powinno nas dziwić. Kler z głodu mnie umrze. Wcześniej zaopatrujemy się w niezbędne akcesoria do zrobienia kolacji. I złocisty napój. Pobyt w ośrodku inaugurujemy kościelną pieśnią rekolekcyjną, tytułu nie pamiętam ale jest bardzo wesoło. Kąpiel i wspólnymi siłami organizujemy wieczerzę. Cebula, kiełbasa, pomidory. Dzień zamykamy na 55 km. Śpi się doskonale.
|
piwne podsumowanie wycieczki |
|
wracamy pociągiem |
|
wizyta u Bolka i Lolka |
Rano wstajemy i postanawiamy że wracamy do Bielska Białej. Śniadanie. Wymarsz. Niedzielny poranek. Miasteczko budzi się do życia. Przed nami powrotna podróż do Bielską pociągiem. Z jedną przesiadką jesteśmy w Bielsku Białej. A zapomniałem dodać jeszcze. Czekając na pociąg, na brzegach Skawy znajdujemy ustronne miejsce gdzie można zrobić prowizoryczne ognisko. Ostatnie kiełbasy lądują na kiju. Wracamy już do Bielską. Witamy się z postaciami Bolka i Lolka, dla niewtajemniczonych w tym mieście miała swoją siedzibę wytwórnią filmów rysunkowych. I udajemy się w okolice rynku. Trafiamy do pizzerii. Wiadomo – na talerzach ląduje pyszna pizza. A na deser lądujemy w siedzibie Browaru Miejskiego. Deser w postaci zimnego złocistego jest strzałem w 10-tkę. Pyszne. Posileni zamawiamy Bolta i wracamy na parking pod kościół. Kończy się nasza przygoda z MSB w pierwszej odsłonie. Na tą chwilę mamy już znany termin przejścia drugiej części MSB. Zostało nam nieco ponad 80 km. Potrzebujemy solidnych 3 dni wędrówki. Mądrzejsi o doświadczenia z tych dwóch minionych czekamy na ostateczne rozstrzygnięcie.
Was zapraszam do lektury i oczywiście podziwiajcie zdjęcia.
Ci vediamo.