Lizbona, pierwsza wizyta w Portugalii.

Home » Lizbona, pierwsza wizyta w Portugalii.

Torre de Belém


Buongiorno

Ciao amici 

Wchodzimy w Nowy Rok z przytupem. A nawet z pluskiem. W Sylwestra z racji swej bytności nad morzem postanowiłem powitać Nowy Rok małą kąpielą w naszym cudownie zimnym Bałtyckim morzu. A później to polecieliśmy do Lizbony. Pierwsza wizyta w Portugalii i pierwsza noworoczna podróż.

Pomysł na podróż zrodził się w listopadzie i związany był z urodzinami mojej żony. Jako że sami rzadko podróżujemy namówiliśmy na wyjazd znanych i powszechnie lubianych sąsiadów i znajomych ze Świebodzina i w takim zestawie w mroźne, wietrzne popołudnie stawiliśmy się na wrocławskim lotnisku. Długa podróż jak na warunki europejskie czyli około 3,5 godziny i lądujemy w pięknej Lizbonie. Lizbona wita nas fantastyczną galerią świateł zaczynającą się w zatoce, kończąc na lotnisku. Jest ciepło. W granicach 15 stopni. 

budynek Parlamentu

żółty tramwaj linii 28

 bazylika Estrela

wnętrze bazyliki, imponujące

Pierwsze delikatne zakłopotanie napotykamy podczas zakupu biletów na metro. Niby jest automat, niby prawie wszystko jasne ale jak się okaże zamiast kupna 6 biletów kupuję jeden bilet i 6 przejazdów. Próbujemy wyjaśnić tą kwestię w punkcie informacji ale finalnie kupujemy pojedyncze bilety i przechodzimy przez bramki. Navegante. Taką kartę musi mieć każdy podróżujący. I wówczas na wspomnianą kartę możemy dodawać bilety pojedyncze, 24 h itd. Cena na styczniowy dzień jednego biletu to 1,80 euro. Warto pamietać że przy każdej bramce jest czytnik kart i wówczas taki bilet kosztuje 1 euro na wejściu i 1 euro na wyjściu.

Moim zdaniem wsród tych wszystkich miast odwiedzonych przez nas i posiadających metro lizbońskie automaty są najmniej czytelne.

kolejny tramwaj

Lizbona jest kolorowa

mozaikowe fasady budynków

Wsiadamy do metra. Lizbona posiada 4 główne linie podziemnej kolejki. My wsiadamy do jednej z nich a mianowicie do linii czerwonej której stacja końcowa to San Sebastiao. My jednak na stacji Alameda przesiadamy się na zieloną linię ze stacją końcową Cais do Sodre. Poza nimi mamy jeszcze żółtą linię która obsługuje północną część miasta i niebieską, z której zresztą pewnego dnia skorzystałem ale o tym później. 

Lizbońskie metro nie wyzwala w nas zachwytu. Wagoniki są dość stare ale ma to swój urok. Wysiadamy na ostatniej stacji i naszym oczom ukazuje się Mercado di Ribeira inaczej zwana Time Out. Nasi znajomi ze Świebodzina byli już w Lizbonie i pamietają doskonale to miejsce z fantastycznego jedzenia. Królują owoce morze. My udajemy się odrazu do wnętrza marketu i zostajemy tu do późnego wieczora. Bardzo modne miejsce, lokalne piwo, wyśmienite wino. Ale przede wszystkim jedzenie. Na dzień dobry octopus z grilla. Czyli grillowana ośmiornica. Ależ to smakuje. Wyśmienite. Próbujemy również jednego z kilku Super Block. Piwo które należy do jednego z wielkich koncernów smakuje nieźle. Na deser tajski makaron z krewetkami na ostro i na prawdziwy deser Pasteis de nata czyli deser z masą budyniową. Palce lizać. 

Świetne jedzenie. Świetne wino. Towarzysze równie znakomici. 

Udajemy się do naszego apartamentu który jak się okaże jest równie wyśmienity jak nasze dania. Dwupoziomy, w pełni wyposażony wita nas czystością i butelką czerwonego wina.

Ando Living – Abrantes Flats przy 10 Calcada Marques Abrantes. Polecam. 

Wieczór kończymy przy czerwonym winie. Pierwsze godziny w stolicy Portugalii rozbudzają nasze, nie tylko kulinarne apetyty.

ostrygi

ekipa komplecie

mozaika przed Muzeum Odkrywców

gigantyczna budowla 

Poniedziałkowy poranek rozpoczynamy wizytą przy imponującym budynku jakim niewątpliwie jest Pałac Zgromadzenia Republiki. Niegdyś Pałac Sao Bento, dziś siedziba jednoizbowego parlamentu znajduje się w dzielnicy Bairro Alto. Budynek zachwyca przede wszystkim bielą ścian. 

Wspinamy się pod górę i naszym oczom pokazuje się sławny żółty tramwaj linii 28. Po kilku minutach pojawiamy się pod Bazyliką Estrela. My pojawiamy się pod tą imponującą budowlą zupełnie powiem szczerze przypadkowo ale rozmiar, szczególnie kopuły robi wrażenie. Jak się okaże bazylika jest dziełem architektów z Mafry i stanowi najznamienitsze dzieło portugalskiego baroku. 

wieża w Belem

w tle muzeum Odkrywców

klasztor Hieronimitów

Naszym celem kolejnym jest dzielnica Belem. Bardzo malownicza, z wieloma zabytkami odgrodzona od centrum Mostem 25 kwietnia, nad rzeką Tag jest świetnym miejscem aby rozpocząć zwiedzanie Lizbony.

Jest poniedziałek. Nie uda nam się wejść do klasztoru Hieronimitów, wpisanego na listę UNESCO. A szkoda. Nasi znajomi ze Świebodzina byli i twierdzą że warto wrócić. Sam klasztor powstał w podzięce dla wielkiego odkrywcy Vasco da Gamy i jego udanej podróży do Indii. W tym też klasztorze podpisano również Traktat Lizboński. 

Nad wybrzeżem Tagu wznosi się inna, nie mniej ciekawa atrakcja dzielnicy czyli wieża w Belem. Jest poniedziałek więc do środka wejść nie można. A szkoda. Sama wieża jest jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Lizbony. Wpisana na listę UNESCO. Z ciekawostek w wieży przetrzymywano polskiego generała Józefa Bema. Stanowi również jeden z Siedmiu cudów Portugalii. 

Przy nabrzeżu stanowi również imponujący pomnik Odkrywców. Monumentalna budowla przed którą znajduje się wielka mozaika z zaznaczonymi miejscami wielkich portugalskich odkryć. 

Nikt nie chce ze mną wejść na górę. Koledzy za to wypatrują ostryg. zaraz obok młody student otwiera właśnie nadbrzeżną restaurację gdzie po chwili namysłu zamawiamy trzy zestawy ostryg oczywiście z białym winem. 

Jak smakują ostrygi. Hmmm. Brak definicji. Oślizgłe. Bez smaku. Wino za to smakuje najlepiej. No i student jest świetnym kompanem do rozmowy. Mama Rumunka, student AWF-u, lubi koszykówkę. Nigdy nie był w Polsce ale słyszał że kraj nasz jest piękny. Tato, kiedyś piłkarz ręczny. Dużo podobieństw. Żegnamy się i udajemy się mijając wcześniej opisany klasztor na śniadanie. 

legendarny budynek kawiarni

tym razem nie było kolejki

stół obfitości

Pastéis de Belém. To więcej niż jedzenie. Miejsce legenda. Pasteis de nata to nic innego jako budyniowe babeczki w cieście francuskim. Ale jak one smakują. Wybornie.

Poza tym w tej legendarnej kawiarni zamawiamy panini równie doskonałe i oczywiście kawę. Doskonała obsługa. Pan kelner znał nawet kilka słów po polsku ale głównym naszym językiem był woski. Dla mnie świetne doświadczenie. Wspomniany wcześniej Most 25 kwietnia widoczny był już podczas lądowania. I podczas spaceru wzdłuż wybrzeża wszędzie towarzyszy nam jego monumentalna budowa. Swoją wielkością przypomina ten w San Francisco. 

Opuszczamy tą piękną dzielnicę i przenosimy się do dzielnicy Alafama, najstarszej dzielnicy Lizbony.

Więcej o niej i kolejnych atrakcjach w następnym wpisie. 

Jak zawsze zostawiam Was ze zdjęciami.

Ci vediamo.

Do zobaczenia.