|
Tatry Road |
O 6 wchodzi szef schroniska i głośnym okrzykiem informuje nas o rychłej pobudce. Jadalnia zamieniona na sypialnię szybko musi stać się ponownie jadalnią. W tempie błyskawicy składane są nasze łóżka czyli materace. Stoły wracają na swoje miejsce. My zaś zasiadamy do śniadania uprzednio wykonując poranną toaletę.
|
sztos tatrzański |
|
tatrzańskie rumowiska |
Jak przedstawiał się plan na ten pięknie zapowiadający się sobotni dzień. Wyjście w kierunku Baranich Rogów, tam znalazłem obite ściany i na tzw. Baranim Sedle chcieliśmy poćwiczyć wspinaczkę, zjazdy i inne wygibasy przy użyciu liny którą targałem ze sobą. Później wizyta na owianej legendami „Czerwonej Ławce”, a na deser Lodowa Przełęcz. Plan ambitny, świadczący o tym że podczas naszych wizyt nie zostawiamy jeńców. Jedne było jednak zagrożenie. Z racji soboty i pięknej pogody na szlaku pod „Czerwoną Ławkę”, można było się spodziewać dzikich chord turystów wszelakiej maści.
|
gra chmur |
Na Baranie Rogi nie prowadzi żaden oficjalny szlak. Sam nie wiem, następnym razem muszę zapytać jakiegoś Słowaka jak to u nich jest z tymi wejściami na szlaki które są ale ich nie ma. Zresztą, wychodząc ze schroniska nie byliśmy jedyną grupą planującą wejście właśnie na Baranie Rogi. Szlak dobrze oznakowany kopczykami z kamieni. Przed wyjściem zaczepiłem małżeństwo z dzieckiem którzy profesjonalnie przygotowani wychodzili na zdobycie „Lodowego”. A szlaku oficjalnego na niego nie ma. Kilka godzin później mijaliśmy się z nimi, my wchodziliśmy na Lodową Przełęcz, oni z niej schodzili.
|
Tatry sztos |
|
fot. maliksteel.cc |
|
team |
Dobra, gotowi, zwarci wychodzimy. Szlak pięknie kluczy pomiędzy Spiskimi Stawami i aż pod kamienisto-piargowe podejście jest spokojnym, płaskim odcinkiem. Zdobywanie wysokości przychodzi nam bardzo sprawnie i już po kilku minutach doganiamy młodych czeskich wspinaczy którzy wychodzili przed nami kilkanaście minut wcześniej. Chwilowa rozmowa z nimi i idziemy dalej. Jesteśmy w bardzo dobrej kondycji. Jak się okazuje. Idąc pod górę, zbliżając się do wielkich ścian wyszukuję miejsc które mogłyby stanowić elementy Baraniego Sedla. Znajduję w pewnym momencie jedne ucho. Postanawiam tu zostać i potrenować. Ze mną zostają Ricco i jedna z koleżanek które pragnie poczuć, przypomnieć sobie jak to się wszystko robiło. Zakładam wędkę na pierwszym odcinku. Ricco idzie nieco w górę i odnajduje drugie kolucho. Pozostali idą na przełęcz a dalej w poszukiwaniu szlaku na Baranie Rogi.
|
ricco |
|
wspin |
My zaczynamy akcję. Krótkie przypomnienie z ósemek i innych węzłów i koleżanka jest gotowa do akcji. Ja w roli asekurującego, nieco zmarznięty podpowiadam z dołu co i jak. Ricco obserwuje to wszystko z boku. Wyszukuje najlepszej pod kątem ćwiczebnym drogi. Koleżanka raz po raz wchodzi i zjeżdża. Na twarzy maluje się delikatny uśmiech i zarazem pewien strach. W uprząż wbija się Ricco. Wykonujemy te same elementy. Wyszło słońce. Dolina nie jest już spowita cieniem. Schodzą pozostali. Uśmiechnięci. Zadowoleni. Poniekąd nie stanęli na samym szczycie. Niemniej humor im dopisuje.
|
łajza |
|
lider |
Sprawnie schodzimy do schroniska. Zostawiamy szpej. Ładujemy akumulatory i wychodzimy w kierunku „Czerwonej Ławki”. Samo podejście pod ścianę jest typowym tatrzańskim szlakiem. Kamienne płyty, na tej wysokości praktycznie towarzyszy nam tylko ona. Kamień i skała. Z oddali podejście na „Ławkę” wygląda na ścianę o dość dużym nachyleniu. Całe podejście zabezpieczone łańcuchami. I tak. Mamy dwie drogi z tymi zabezpieczeniami. Generalnie jedna z nich ma pomagać w wejściu. Duga w zejściu. W naszym przypadku, kiedy my wchodziliśmy na przełęcz, schodzących prawie nie było, zatem każdy z nas wybrał dla siebie drogę najbardziej odpowiadającą naszym oczekiwaniom. Warto dodać, że przez tą przełęcz szlakiem żółtym, dochodzimy do Zbójnickiej Chaty.
|
z podejścia pod Baranie Rogi |
|
fot. maliksteel.cc |
|
jedno ze spiskich jezior |
No to podchodzimy. Większość naszej ekipy dość szybko zdobywa wysokość. Wojcisz, Miś i ja, i nasze poznane koleżanki, pokonujemy wszystkie zabezpieczenia nieco wolniej. Wybieramy zarówno jedną jak i drugą drogę. Ja postanawiam spróbować wejść na przełęcz nie dotykając sztucznych zabezpieczeń w postaci łańcuchów. Taki test. Jak porównać zatem „czerwoną ławkę”, do czego?
|
Tatry Team 2019 |
Nie chcę być nieobiektywny, lecz wszyscy zgodnie, może nawet chóralnie stwierdziliśmy że to przejście może i ma trudne odcinki ale jeżeli chodzi o stopień trudności w skali 5-cio stopniowej to 4-. To połączenie kominka podczas wejścia na przełęcz pod Chłopkiem i początkowych odcinków podejścia na Zawrat. Taka nasza subiektywna ocena. No to weszliśmy i co dalej. Ano dalej żółtym szlakiem dojdziemy do Zbójnickiej Chaty. Czerwony szlak widoczny na starych mapach pozwala wejść granią aż do Lodowej przełęczy która również nas interesuje. Na nowych mapach ten szlak już nie istnieje.
|
widok na przełęcz i fragment zachwycającej góry |
|
podejście |
No to część naszej ekipy wchodzi tyle co się da czyli na Szeroką Wieżę, a pozostali powoli, zachowując spokój i opanowanie schodzą na dół, do rozwidlenia a dalej na przełęcz, kolejną, tym razem Lodową. Poniekąd ze szczytu Szerokiej Wieży widok obłędny. Trochę żałuję że nie przytargałem ze sobą liny i dokonałem próby trawersu grani do rzekomej przełęczy. Nic to. Góry były, są i będą.
|
rumowisko pod Czerwoną Ławką |
|
tak to wygląda, podejście na Czerwoną Ławkę |
|
koleżanka w skale |
No to schodzimy na dół. Dość szybko i w liczbie 5 osób wchodzimy na Lodową Przełęcz. Początek to kamienie a póżniej piargi i co zaskakujące ścieżka stworzona przez człowieka czyli podejście pomiędzy belkami nieco już zdewastowanymi. Wojcisz odprowadza jedną koleżankę do schroniska. My meldujemy się na przełęczy. Widok obłędny zarówno po jednej jak i po drugiej stronie. Co prawda widok na stronę Terinki mniej chmurzasta lecz gra kłębiących się chmur pomiędzy szczytami robi zawsze na mnie magiczne wrażenie. Krótki posiłek i schodzimy na dół. Mijamy się jeszcze z Malikiem i Jankesem którzy również Lodową przełęcz chcą mieć na swej rozpisce.
|
widok na stronę Terinki (Lodowa przełęcz) |
|
po drugiej stronie przełęczy |
Zejście mija nam na swobodnych dyskusjach co do planów na rok 2020.
Schronisko wita nas zapachem czosnkowej zupy. Ja mam obiecany obiad u jednej z koleżanek która w ramach wdzięczności za pokazanie jej tajników wspinaczki na Baranich Rogach gotuje obiad pod nazwą KUSKUS i pragnie się nim ze mną podzielić co cieszy mnie niezmiernie. Co do noclegu, tym razem śpimy w pokoju 12 osobowym. Prycze 3 piętrowe. Bosko.
|
fot. maliksteel.cc |
W jadalni trwają dyskusje i wymiana dzisiejszych doświadczeń. Każdy ma inne spojrzenie na pewne kwestie. Niezmiennie, niezmienny jest nasz wspólny zachwyt nad tym co dziś zobaczyliśmy.
Jak powiadają Włosi: molto bene.
Raczymy się piwem i czekam na kuskus. Jest. Pierwsze kęsy należą do kucharki a pozostałe?….. No właśnie. Miska wpada w ręce mych szanownych kompanów. Miś, Wojcisz, czasem Fedur. Taka jest kolejność poczęstunku. Kpią sobie ze mnie a ja nieporadnie oblizuję się tylko. Ostatnie kilka kęsów wpada w me usta. Dobre i tyle. Zero poszanowania dla wieku i funkcji mej. Została ona zdeptana i sprowadzona na samo rynsztokowe dno. A ile było śmiechu przy tym. Co niemiara.
|
fot. Maliksteel.cc |
Na stół wjeżdża ciężka artyleria w postaci wiśniówki i sprytka. Jest coraz weselej. I nagle pojawiają się dwie nowe niewiasty. Polki. Twierdzą że nie mają gdzie spać. Może inaczej, mogą zostać w schronisku lecz ani w jadalni ani w żadnym pokoju nie ma dla nich miejsca. Mogą spać na dworze. A tam temperatura -1. A one w posiadaniu mają tylko cienki, syntetyczny śpiwór. Nasz narodowa gościnność, słowiańska asertywność wyraża zgodę na to aby w naszym pokoju na podłodze mogły spędzić te kilka godzin i w cieple schroniskowego pokoju przespać się do rana. Pech chce że jak już się dziewczyny umościły na podłodze zajrzał do naszego pokoju szef schroniska i z lekkim oburzeniem stwierdził że rano czeka na panie celem uiszczenia opłaty za glebę. Noc wydawała się być spokojna. Jednak jak się okazało jeden z naszych kolegów, Wojcisz najnormalniej w świecie się zatruł. I o poranku był żywym trupem. Amen.
Czy ilość kuskus mogła mu zaszkodzić. Czy koleżanka tworząca ten posiłek miała na celu pozbawienie mnie życia? Czy byłem nauczycielem niekompletnym? Sama sprawczyni twierdzi że nic takiego w kuskus nie było co mogło zaszkodzić ale poniekąd widziano ją jak do garnka wrzucała paznokcie, bród spod nich właśnie, brud z ucha, trochę włosów z nosa.
Zmartwił nas widok ledwo dychającego Wojcisza. Zniesienie tego olbrzyma w rachubę nie wchodziła. Wniesienie go przez przełęcz również nie. Uzgodniliśmy z szefem schroniska że przetrzyma go ile można. Nafaszerowaliśmy to cielsko nospą i priobiotykami oraz czymś z grupy stoperanów.
A sami spakowani, podzieleni na dwie grupy ruszyliśmy na podbój Zbójnickiej Chaty.
Ale o tym w następnym wpisie.
Żegnamy Teryho Chatę. Cudowne miejsce. Wspaniała obsługa. MIejsce absolutnie wyjątkowe, mogę je porównać do czasów starej „5”.
Zostawiam Was jak zawsze ze zdjęciami i barwnym, a jakże opisem.
Ciao.