Neapol, w tle Wezuwiusz |
Compleanno a Napoli
Niedziela. 17 listopada. Za oknami deszcz. A jeszcze wczoraj w promieniach słonecznych podziwialiśmy piękno Pompei. I Wezuwiusza.
Piazza Mercato |
Dzień urodzin. Nie, nie mój. Mojej moglie czy żony. To główny powód wizyty w Neapolu. Zatem celebrujmy.
Jeszcze poprzedniego dnia, wieczorem wracając do naszego apartamentu zajrzeliśmy do naszego zaprzyjaźnionego negozio czyli sklepu i kupiliśmy prosciutto i pancetta, oraz formaggio i kilka butelek wina. Czerwonego, czyli rosso ze znanej nam winnicy w Toskanii. Jedyne 5 euro za butelkę. Perfetto.
Castel di Nuovo |
Słuchajcie, ale to jak wyglądała krajalnica to mistrzostwo świata. I ten zapach. Ciągnąca się szynka. Majstersztyk.
Dobra ale już jest rano. Kwiaty. Wcześniej popytałem naszego gospodarza gdzie w pobliżu mogę kupić fiori czyli kwiaty. 450 metrów od nas na Piazza Mercato otwarta jest kwiaciarnia. Zanim jednak wyszliśmy z outdorowcem w poszukiwaniu wiązanki przygotowaliśmy wykwintne śniadanie godne urodzin. Pane czyli chleb, oliwa, wspomniane wcześniej szynka i boczek i dzieci teraz nie czytać, otworzyliśmy wino. Poranek zapowiadał się deszczowy więc stwierdziliśmy że spróbujemy przetrzymać opad celebrując w domu urodziny. Zestaw śniadaniowy wyborny.
Castel dell’Ovo |
W pewnym momencie zostawiamy nasze żony i udajemy się na Piazza Mercato. Dzielnica targowa. I faktycznie taka jest. Wszystko za 1, 2 lub 3 euro. Swetry, kurtki i nie bibeloty. Mnóstwo handlarzy. I zaskakująca liczba pań lekkich obyczajów. Zalotnie mrugając do nas zapraszały do konwersacji. Pozostawialiśmy im delikatny uśmiech. Poszukując kwiaciarni zwróciliśmy nie po raz pierwszy raz na kapliczki i zapach świeżego prania. Tak oto w tych wąskich uliczkach nad nami wisiały prania. Kontrast. Nieoczywistość. A kwiaciarni jak nie ma tak nie ma. NIe wiem może gdzieś w innej bocznej uliczce. Szkoda. Wracamy do domu dokończyć colazione czyli śniadanie. Przestaje padać. Wzmaga się tylko wiatr.
Castel di Nuovo |
Pierwotnie tej niedzieli mieliśmy się udać na jedna z wysp pobliskich. Procida. Najmniejsza z trójki. Capri. Ischia. Poniekąd piękna. Kolorowe domki w zatoce. Stare więzienie o zaostrzonym rygorze. Jest szansa że może spróbujemy jutro. Niemniej wychodząc na spacer udaliśmy się do naszej „kawiarni” na espresso i cornetto con marmelatte.
Galeria Umberto I |
Smakowało wybornie. Swe kolejne kroki skierowaliśmy w kierunku portu, gdzie obok niego usytuowana jest pierwsza atrakcja turystyczna zaplanowana na ten dzień czy Castel Nuovo. Okazuje się że faktycznie spokojnym tempem do portu docieramy po 15 minutach. Wieje. Przy nabrzeżu zaparkowane dwa wielkie norweskie wycieczkowce. Udajemy się do punktu odpraw. NIe to miejsce. Kasy biletowe tylko dla dużych statków. Z kilku blogów pamiętam że kasy dla mniejszych armatorów wyglądają nieco inaczej. Wychodzimy z dworca i zaraz po lewej stronie pojawiają się miejsce nas interesujące.
Morze Tyreńskie |
Kasy otwarte. Zapada szybka decyzja że może spróbujemy popłynąć. Zatem podchodzę ochoczo do kasy i pięknym włoskim zamawiam 4 bilety. W odpowiedzi słyszę tylko że non tempo czyli nie ma pogody i po sekundzie widzę przed sobą informację w języku angielskim o treści: w dniu dzisiejszym ze względu na fatalne warunki atmosferyczne nic nie pływa. Krótko i na temat.
sufit galerii Umberto |
Pada pytanie a może jutro. Forse czyli może.
Idziemy pod zamek. Zatem Castel di Nuovo. Trzy wielkie wieże, brama wjazdowa. Gotyk. NIegdyś rezydencja króla Neapolu którego stolicą było Palermo. Wizytówka miasta. Znajdując się w porcie i stojąc do niego tyłem pierwsze co widzimy to mury tego wielkiego zamku. Teraz ten gotycki zamek otoczony jest nowoczesną zabudową. Wychodząc z niego kierujemy się do centrum, na Piazza del Plebiscito. Po lewej mijamy mury Zamku Królewskiego. Nasze oczy przykuł jednak budynek Galerii Umberto. Piękny, z wielkimi witrażami budynek spełnia dziś centrum handlowego ze sklepami marek kompletnie nam nie znanych. Wzorowany na podobieństwo mediolańskiego Vittoria Emanuele. Robi wrażenie.
Galeria, wnętrze |
centro galerii |
Dalej przed nami dużo turystów i wspomniane wcześniej Piazza del Plebiscito. Po jednej stronie Zamek Królewski a na przeciw kolejna bazylika. Tym razem San Francesco di Paola. Pod nami katakumby. Niestety w dniu niedzielnym zamknięte. A ochota była na odwiedziny miasta pod miastem. Co do samej bazyliki. Polecane jest wejście i zachwyt nad jej wielką kopułą przypominającą tą znaną z Florencji. Nic to. Innym razem. Z tego wielkiego placu udajemy się na nadbrzeże w poszukiwaniu Castel dell”Ovo. Ale za nim tam dotrzemy przed nami i nie boję się tego użyć, orgia chmur, wiatru i wody. Wezuwiusz schowany w chmurach. Morze Tyreńskie szaleje. Stojąc w tym miejscu i spoglądając w morze zdajemy sobie sprawę z tego jak wielką moc ma żywioł. Woda. I nie dziwi nas już fakt wstrzymania ruchu morskiego w dniu dzisiejszym. Orgia. Niesamowita. Można podziwiać słońce i góry ale w równym stopniu zachwyca nas wiatr i fale i szalejące morze. Do Castel dell’Ovo nie wchodzimy gdyż ze względu na warunki atmosferyczne zamek jest nieczynny.
Zamek Królewski |
Zamek Królewski |
Bazylika |
Warownia robi wrażenie. Umiejscowiona na cyplu pełniła kiedyś zadania obronne. Ciekawostką jednak jest fakt że zamek ten nosi nazwę „Jajeczny Zamek”. Otóż legenda głosi że rzymski poeta Wergiliusz posiadał takie jajko. Zmarł. Pochowano go w Neapolu a jajko wbudowano w fundamenty zamku. Do zamku prowadzi 100 metrowa grobla. Ulubione miejsce nowożeńców. Pogoda nie rozpieszcza. A szkoda. Podejrzewam, że w ciepły dzień promenada jest pełna ludzi i kolorytu.
Chiesa |
Uciekamy do centrum do dzielnicy Spagnola. Quartieri Spagnola to tętniąca życiem dzielnica handlowa poprzecinana niezliczoną liczbą uliczek i schodów. I prania wiszącego nad nami. Koloryt i szum. Popularne sieciówki odzieżowe i nieznane sklepy włoskich projektantów. Mnóstwo trattorii i pizzerii. Via Toledo znana już nam. I zupełnie przypadkiem trafiamy w miejsce gdzie po kilku minutach spoglądamy na Neapol z góry. Tubylcy twierdzą że aby zrozumieć Neapol i ich mieszkańców należy spojrzeć na miasto właśnie z wysokości. Mowa tu o wzgórzu Vomero i odwiedzinach zamku Sant’Elmo. Aby się tam dostać my wybieramy komunikację miejską w postaci wagonika, Funicolare, nieco przypominającego ten w Perugii.
widok z Castel Sant’Elmo |
i tu także |
A później po pokonaniu kilkunastu schodów i kilku zakrętów, zakupie biletu wejściowego do zamku w cenie po 5 euro dla posiadaczy karty CampaniaArteCard popadamy w zachwyt nad widokiem.
Sam zamek, średniowieczny, pełnił kiedyś rolę rezydencji królewskiej i jego dworu, później pełnił funkcje obronne i funkcje kontrolne nad mieszkańcami , i pełnił też role więzienia dla politycznych i religijnych przeciwników. Widok z
jego murów jest faktycznie imponujący.
mury twierdzy |
Tą samą drogą zjeżdżamy na dól. Udajemy się do stacji Dante i z małymi problemami wysiadamy na stacji niedaleko stadionu klubu piłkarskiego Napoli. Calcio we Włoszech to religia. Maradona to bóg. Nowa historia Napoli to także historia dwójki naszych kadrowiczów, Zielińskiego i Milika. Sam stadion. Wielki i do wyburzenia. Świątynia piłki w Neapolu nie robi dobrego wrażenia. Nie przeszkadza to mi na zrobienie kilku zdjęć na jego obrzeżach. Szkoda że nie mam okazji aby zobaczyć go od środka. Wracamy na stację Montesanto. Zresztą nową, przepiękną. Udajemy się do Centro Storico.
widok faktycznie powala |
W brzuchu burczy zatem poszukujemy przyjaznego miejsca aby kontemplować urodziny. Po kilku minutach jesteśmy w Antica Pizzeria dell’Angelo. Nie pytajcie jaka to rozkosz kiedy w ustach masz tutejszą pizza. Saluto na cześć moglie, tym razem we Włoszech piwo smakuje bosko. Świetny wieczór. Wypełniony kolorytem tego fascynującego miasta.
Napoli sempre |
Wieczorny spacer ulicami Neapolu. Smak pizzy zostaje z nami do samego wieczora. Udane urodziny. Zdecydowanie. Inne. Poza domem. Kiedyś 40-stka w Tbilisi. Teraz Neapol. Kładziemy się spać. Sporo kilometrów w nogach. A jutro wcześnie rano jak pogoda pozwoli a prognozy są obiecujące, wizyta na wsypie Procida.
Saluto. Buonasera.
Ciao amici.
Udanego wieczoru.